i dlatego wystarczylo tylko rzetelnie zgodnie z polskim prawem zabrac sie do rzeczy przez tych, ktorzy mieli sie sprawa zajac tj. nadzor Prokuratora Generalnego i wszystko dyplomatycznie byłoby ok.
\"Lądowanie w Smoleńsku nie jest cyrkową sztuczką. Smoleńsk Siewiernyj, na którym doszło do katastrofy prezydenckiego Tu-154M, wbrew lansowanym tezom nie jest prymitywnym klepiskiem porośniętym chaszczami. To wojskowy obiekt doskonale przygotowany do przyjmowania maszyn znacznie cięższych niż tupolewy. Dysponuje systemem urządzeń ślepego lądowania (USL), umożliwiającym lądowanie nawet w trudnych warunkach atmosferycznych. Na lotnisku pracują dwa radary. Jak mówią piloci, którzy znają to lotnisko, standardowa procedura polega tu na wyjściu nad dalszą radiolatarnię nad chmurami, a następnie na wykonaniu lotu kursem odwrotnym od kursu pasa startowego, z niewielkim odchyleniem w bok. Po ustalonym czasie pilot wykonuje zakręt na kurs lądowania, ustawiając się w jego osi. Wielkość dochylenia w prawo bądź lewo podaje pilotowi operator radaru. Czy polscy śledczy wiedzą, jakie parametry dostał mjr Arkadiusz Protasiuk?...\"
Anodina przemówiła. W kabinie pilotów nie było jednej lecz dwie osoby spoza załogi. Pamiętacie, że najpierw były cztery podejścia do lądowania, potem dwa a skończyło się na jednym. Niedługo dowiemy się, że wszyscy tam byli.
Dlaczego ja im nie wierzę? Pewnie to jakaś obsesja. Przecież 4 podejścia do lądowania czy jedno to to samo. Łatwo przeoczyć samolot w takiej mgle. A może dlatego:
Jeszcze tylko trzeba rozpoznać głos tej drugiej osoby bo na razie nie można. Ale, jak zapewniają przedstawiciele polskiego rządu Rosjanie także śledzą nagłówki w naszej i prasie.
Jest więc nadzieja, że głos zostanie rozpoznany w \"stosownym momencie\" adekwatnie do tego, jakie będą nagłówki naszej prasy. Zresztą Rosjanie już nie raz w naszej historii przychodzili nam z \"bratnią pomocą\".