Dobrze że kler strzela sobie w kolana. Szybciej upadnie. - HYdE PaRK

  
Strona 3 z 14    [ Posty: 133 ]

Napisano: 11 lip 2013, 22:17

Ks. Wojciech Lemański stał się gwiazdą mediów mainstreamu. Rzadko komu udostępnia się tyle bezpłatnego czasu antenowego, by mógł opowiadać o swoim życiu, problemach czy nawet męczeństwie. Dzięki Bogu, Kościół w swojej naturze nie jest demokratyczny, lecz hierarchiczny, i z takimi „męczennikami\" sprawnie sobie poradzi.

Powszechnie reklamowane spotkanie ks. Wojciecha Lemańskiego z mediami okazało się na tyle ważne, że nawet przerwano transmisję konferencji prasowej Jarosława Kaczyńskiego (podsumowującej wyniki wyborów w Elblągu) na antenie TVN24, aby na żywo pokazać widzom, co też ma do powiedzenia proboszcz z Jasienicy. Okazuje się jednak, że – oprócz insynuacji pod adresem abp. Henryka Hosera – ks. Lemański nie przekazał nic, czego by na temat Kościoła od lat nie powtarzały lewackie media. Gdyby nie sutanna ks. Lemańskiego, można by pomyśleć, że to etatowy pracownik „Gazety Wyborczej\" bądź jakiegoś innego periodyku z lewej strony.

Wielbiciel Paradowskiej

Ks. Lemański nie ukrywa zresztą swojej fascynacji lewicowymi publicystami. Niedawno publicznie oddał „bałwochwalczy hołd\" Janinie Paradowskiej na łamach „Rzeczpospolitej\". W rozmowie z Robertem Mazurkiem w bardzo emocjonalny sposób wyrażał swoje uwielbienie dla swojej idolki: „Z całego zestawu prowadzących najbardziej odpowiada mi – i już pan będzie wiedział, kim jestem – Janina Paradowska. Ten model dziennikarstwa jest mi najbliższy. Nikogo innego nie jestem w stanie do niej porównać, no może czasami Dominikę Wielowieyską\". W dalszej części tej samej rozmowy jeszcze dobitniej identyfikuje się ze wspomnianym modelem dziennikarstwa: „Słuchając Paradowskiej i jej gości, mogę spokojnie powiedzieć, że to jest styl, który mi odpowiada […], że treść jej pytań i to, jak formułuje swoje opinie, odpowiada mi bardzo, bardzo, bardzo\". To wyznanie faktycznie definiuje, kim jest ks. Lemański. Ewidentnie zależy mu na tego typu ostentacyjnych deklaracjach przynależności do konkretnego obozu ideologicznego – w końcu poprzedza swoją wypowiedź znamiennym: „i już pan będzie wiedział, kim jestem\".

Tak więc ks. Lemański wspiera, uwiarygodnia oraz gloryfikuje media III RP, mimo ich lewicowości i antyklerykalizmu, nie bojąc się oddawać publicznego hołdu ich najbardziej skompromitowanym reprezentantom. Trudno uwierzyć, by nie miał świadomości, jakie mogą być konsekwencje takiej postawy, tak dla niego samego, jak i dla całego Kościoła. Proboszcz z Jasienicy nie poprzestaje jednak tylko na gloryfikowaniu lewicowych, antyklerykalnych dziennikarzy. W swoim radykalizmie z pogardą, nie przebierając w słowach, wypowiada się także o Radiu Maryja i jego założycielu: „To, co mówi i jak mówi o. Rydzyk, jest dla mnie nie do zaakceptowania. Słuchałem kilkakrotnie »Rozmów niedokończonych« z jego udziałem i słuchałem ich z obrzydzeniem\".

Oczernianie Kościoła

Ekstatyczne uwielbienie dla Paradowskiej z jednej strony i pogardliwe komentarze względem o. Tadeusza Rydzyka z drugiej ukazują niestabilność emocjonalną proboszcza z Jasienicy. Ekspresowy tryb konfliktowania się ks. Lemańskiego z otoczeniem, procesy sądowe wytoczone dyrektorce szkoły, w której uczył, oraz jednemu z nauczycieli, a także spór z dziekanem dekanatu, w którym posługuje, wskazują na głębokie zranienie emocjonalne, z którym ksiądz nie potrafi sobie poradzić. Jednak wewnętrzne krzywdy nie upoważniają go do tego, aby osądzał i oceniał, a wręcz oczerniał polski Kościół. Bo czymże innym jest, jeśli nie oczernianiem, wypowiedź ks. Lemańskiego na jego blogu: „Nasi polscy biskupi czujnie strzegą doczesnych dóbr Kościoła, publicznie i głośno występując w ich obronie. Szkoda, że nie zabrzmiał ten głos równie dobitnie w obronie ludzi wypędzanych z ich domów, pozbawianych dorobku całego życia, rozkułaczanych, nacjonalizowanych, przesiedlanych, odzieranych z własności i godności, poniewieranych przez okupantów tej czy innej maści\".

Pompowanie próżności

Tego typu wypowiedzi jest znacznie więcej, ale nie ma sensu ich cytować, bo zapewne właśnie na tym zależy zbuntowanemu proboszczowi. Od samego początku swojej działalności ks. Lemański bryluje w mediach, gdzie kreuje „okropną rzeczywistość\" polskiego Kościoła. Robi to, wyolbrzymiając fakty, manipulując nimi, a także wymyślając je. Powtarzanie, że kocha się Kościół, przy jednoczesnym opluwaniu hierarchów tego Kościoła jest bądź formą rozdwojenia jaźni, bądź po prostu nieudolną próbą socjotechnicznej zagrywki pod publiczkę, by zdobyć uznanie.

Polemika z opiniami i wypowiedziami ks. Lemańskiego nie ma sensu, na co dzień wiele takich samych stwierdzeń możemy usłyszeć w TVN24 czy przeczytać w „Gazecie Wyborczej\". Lewackie poglądy ks. Lemańskiego nie są niczym odkrywczym ani nowym w dyskusji o Kościele i Polsce. Są za to przykre dla wiernych i zapewne wyniszczające dla samego księdza.

Nie można jednak zapominać, że tak jak niedawny „męczennik\" ks. Boniecki, któremu „okrutny\" zakon odebrał głos, tak teraz ks. Lemański, który wie, ale nie powie, co tak strasznego zrobił mu abp Hoser, to jedynie chwilowe zjawiska medialne. Nadawanie im rangi ważnych osobowości, które mają coś do powiedzenia i z którymi należałoby polemizować, karmi jedynie ich próżność. Od dwóch tysięcy lat Kościół, dzięki swojej hierarchicznej naturze, radzi sobie z tego typu medialnymi wyskokami.

Jest też oczywiste, że salon Adama Michnika pod płaszczykiem polemiki, dyskusji, dialogu uporczywie będzie publikował takie lewackie opinie swoich wybrańców – no bo któż uderzy bardziej wiarygodnie w Kościół niż mężczyzna w sutannie? Niektórym z tych mężczyzn to imponuje, dlatego bez pardonu łaszą się do „Wyborczej\". To właśnie taki Kościół, jaki Adam Michnik lubi. „Otwarty\" i „dyskutujący\".

Dlatego warto pamiętać i powtarzać: w Polsce posługuje ponad 30 tys. księży. Opinie jednego z proboszczów nie są reprezentatywnym głosem Kościoła, nawet jeśli wygłoszone zostały w TVN24. Żywy Kościół objawia się w 60 tys. ludzi wspólnie uwielbiających Boga, którzy mogli się spotkać na Stadionie Narodowym dzięki zaangażowaniu abp. Hosera i pod jego przewodnictwem się modlić – nie w ks. Lemańskim.
~ z netu


Napisano: 12 lip 2013, 9:20

Tobie adamie już dziękujemy, ludzie twojego pokroju sieją zamęt a nie mają nic konstruktywnego do powiedzenia.
~page up

Napisano: 12 lip 2013, 14:13



Z Rwandy ks. Henryka Hosera doskonale zapamiętał prof. Witold Kieżun, teoretyk zarządzania, który w latach 90. pracował w Rwandzie i innych krajach afrykańskich jako ekspert ONZ.

– Księdza Henryka Hosera poznałem w 1992 r. jako szefa misji Księży Pallotynów w tym kraju. Byłem zachwycony organizacją całego zespołu. Był tam wspaniały szpital, który ks. Hoser osobiście prowadził, oraz drukarnia, jedyna w całym kraju. Oprócz tego zbudował kościół, kaplicę, prowadził systematyczne szkolenia. Ta misja była wzorem ładu, porządku i jednocześnie oddziaływania nie tylko ewangelicznego, ale i kulturalnego. Stawiałem ją jako przykład w swoich wykładach dla kadry kierowniczej – wspomina prof. Kieżun.

Jak mówi, ks. Hoserowi jako lekarzowi zawdzięcza życie.

– Zapadłem na ciężką chorobę. Miejscowi lekarze stwierdzili, że nie ma dla mnie ratunku. Byli bezsilni. Uratował mnie ks. Hoser – dodaje.

Nazywa go ukochanym misjonarzem Kościoła afrykańskiego. – Podczas pracy ks. Hosera w Kigali przyjeżdżały do niego zespoły kapłanów z całej Afryki. Był dla nich wielkim autorytetem – wspomina.

Profesor Kieżun jest zbulwersowany oskarżeniami wobec ks. abp. Hosera, jakoby nie interweniował wobec ludobójstwa w Rwandzie.

– To zupełna bzdura! – mówi.

Podkreśla, że w najgorszym okresie mordowania mieszkających w Rwandzie członków plemienia Tutsi przez rządzące plemię Hutu ks. Hosera w Rwandzie nie było.

– Trzeba też zdawać sobie sprawę, jak wyglądała sytuacja. Księży wraz z wiernymi mordowano w czasie Mszy Świętych. Nawet żołnierze („błękitne hełmy”) ONZ byli porywani i mordowani. Mówienie o tym, że była jakakolwiek możliwość powstrzymania przez księży bandytów Hutu mordujących Tutsi, wynika z zupełnego niezrozumienia tego, co tam się działo. Był to żądny krwi olbrzymi, bezlitosny tłum, który co dzień rano uzbrojony w maczety wyruszał, żeby mordować swoich sąsiadów. Z mojego projektu ONZ z 56 pracujących w nim tubylców ocalało tylko dwóch, reszta została zamordowana. Nasz projekt został zamknięty, a my zostaliśmy ewakuowani. Nasi misjonarze pallotyni zamknięci w drukarni, otoczeni przez wrogi, krwawy tłum Hutu zostali cudem uratowani przez przybyłą zbrojną ratunkową ekipę francusko-belgijską i demonstracyjnie powitani na brukselskim lotnisku przez królową belgijską – opowiada prof. Kieżun.

Do ich kolejnego spotkania doszło w Paryżu, gdzie ks. Hoser prowadził centrum dyskusyjne. Profesor Kieżun kilkakrotnie wygłaszał swoje prelekcje w tym ośrodku.

– To wielka radość dla mnie i dla mojej żony, że mieliśmy szczęście poznać tak wspaniałego człowieka, o takich horyzontach intelektualnych, olbrzymiej znajomości świata, o takich zdolnościach i poświęceniu dla innych – podsumowuje. Do dziś utrzymują stały, bardzo bliski kontakt.
~stop oszczerstwom

Napisano: 12 lip 2013, 15:46

Wielkie, cudowne rekolekcje na 60 tyś osób a tu nagle takie kalumnie i oszczerstwa. Ja osobiście widzę w tym działanie złego, który wścieka się że abp. Hoserowi udaje się pięknie prowdzić dzieła Boże.
Jezus na stadionie to początek czegoś naprawdę wielkiego. Chwała Panu za to.
~page up

Napisano: 20 lip 2013, 21:58

„Gazeta Wyborcza” liczyła, że obyty w świecie abp Henryk Hoser stanie się jednym z filarów „Kościoła otwartego”. Nie wyszło. Jako szef zespołu bioetyki stał się głosem Kościoła w sprawach aborcji, eutanazji czy in vitro. I naturalnym następcą abp. Józefa Michalika. Postanowiono zdusić w zarodku to zagrożenie - pisze „Gazeta Polska”.

Arcybiskup Hoser to pod wieloma względami postać niezwykła i wybitna. Wyróżnia go już sam fakt, że jest nie tylko duchownym, ale i lekarzem z wieloletnią praktyką. Pracował przez dziewięć lat we Francji i w Brukseli. Aż przez 21 lat był misjonarzem w Rwandzie, w sercu czarnej Afryki. W jego przypadku przypadający biskupom zaszczytny tytuł „następcy apostołów” nabiera więc rzeczywiście pełnej treści.

W 2008 r. papież Benedykt XVI postawił go na czele diecezji warszawsko-praskiej. Także tu – choć ma już 71 lat – jego misyjna energia przynosi widoczne efekty. Jak w rzadko której diecezji znakomicie rozwijają się pod jego opieką katolickie media: Radio Warszawa i tygodnik „Idziemy”. Wspiera ruchy działające w Kościele. A ostatnio z jego inicjatywy i przy osobistym zaangażowaniu miało miejsce najbardziej chyba obok pielgrzymek papieskich spektakularne wydarzenie ewangelizacyjne: całodzienne rekolekcje na Stadionie Narodowym z udziałem 60 tys. osób, prowadzone przez o. Johna Bashoborę.

„Gazeta Wyborcza” i inne związane z władzą media miały nadzieję, że obyty w świecie arcybiskup stanie się jednym z filarów tzw. Kościoła otwartego. Znał przecież jeszcze z Francji prezesa Fundacji Batorego Aleksandra Smolara i innych wpływowych obecnie polityków. Ku ich rozczarowaniu okazało się, że swoje bogate doświadczenie i wiedzę arcybiskup wykorzystuje dla Kościoła, a jego głos zarówno w sprawach wiary, jak i społecznych brzmi mocno i jednoznacznie. Protestował np. przeciwko stołecznemu pomnikowi Armii Czerwonej – tzw. czterech śpiących – i przeciw zorganizowaniu w rocznicę Powstania Warszawskiego koncertu piosenkarki, używającej pseudonimu Madonna, który minister Mucha dofinansowała niezgodnie z prawem 6 mln zł.

Biskup do zadań specjalnych

Otrzymał też w ramach Episkopatu, zapewne w związku ze swymi kompetencjami lekarskimi, niełatwe stanowisko przewodniczącego Zespołu Ekspertów ds. Bioetycznych. Stał się zatem głosem polskiego Kościoła w trudnych, budzących ogromne emocje kwestiach jak przerywanie ciąży, eutanazja czy zapłodnienie pozaustrojowe. Jego wypowiedzi na te tematy od początku były z jednej strony oparte na głębokiej, profesjonalnej wiedzy, a z drugiej – wierne nauce Kościoła i trosce o życie każdej, także najmniejszej istoty ludzkiej.

Wynikające z tego ataki zaczęły się już wcześniej, jednak teraz wkroczyły, jak się wydaje, w fazę skoordynowaną. Rozpoczął ją artykuł w tygodniku „Newsweek”. Już sam jego nagłówek, sprzeczny z logiką i nieprzychylny, daje przedsmak atmosfery całego artykułu o arcybiskupie: „Z in vitro walczy jak diabeł ze święconą wodą”.

Ale to tylko początek ataku pełnego wyjątkowo prymitywnych manipulacji oraz zwykłych kłamstw w piśmie Tomasza Lisa. Dalej bowiem „Newsweek” stawia abp. Hoserowi zarzut… współwiny w zbrodni ludobójstwa, do której doszło w 1994 r. w Rwandzie.

To poważne oskarżenie tygodnik opiera jednak na bardzo słabej podstawie – na opiniach Wojciecha Tochmana, reportażysty „Gazety Wyborczej”. Zarzuca on „panu Hoserowi” odpowiedzialność za rzekomą bierność Kościoła wobec plemiennych mordów. Tymczasem ks. Henryka Hosera (jeszcze nie biskupa) w ogóle w Rwandzie wówczas nie było! Rzeź trwała od kwietnia do lipca 1994 r., a polski misjonarz osiem miesięcy przed jej początkiem wyjechał do Europy na studia medyczne, z których powrócił dopiero po roku.

Zwykłym oszczerstwem jest także zarzut Tochmana i „Newsweeka” o rzekomym „milczeniu Kościoła”. To właśnie Jan Paweł II był pierwszym, który – właśnie wbrew bierności i milczeniu przywódców Europy, Ameryki i organizacji międzynarodowych – od początku nazwał te zbrodnie ludobójstwem i wzywał do położenia im kresu. Za to m.in. otrzymał tytuł Człowieka Roku 1994 tygodnika „Time”.

Jak przypomina abp Hoser, Kościół w Rwandzie podejmował próby mediacji pomiędzy zwaśnionymi stronami i był wielkim poszkodowanym bratobójczych zbrodni. Stracił bowiem w masakrach ponad połowę biskupów, 150 księży, czyli około jednej czwartej całego duchowieństwa, 140 sióstr zakonnych oraz kilkaset tysięcy wiernych świeckich.

Inne zarzuty „Newsweeka” wobec arcybiskupa dotyczą jego wypowiedzi na temat in vitro. Kierowany przezeń Zespół ds. Bioetycznych wskazuje np., że dzieci poczęte tą metodą mogą mieć pewne wady genetyczne. W artykule pojawia się w związku z tym zarzut, że Kościół „chce wywołać w ludziach poczucie winy”.

Tymczasem abp Hoser jasno tłumaczy, że absolutnie nie chodzi o piętnowanie osób poczętych metodą in vitro czy też tych, którzy zdecydowali się z niej skorzystać. Co więcej, arcybiskup uważa, że większość rodziców ucieka się do in vitro w dobrej wierze. Natomiast jako nieetyczne określa postępowanie tych, którzy zabiegi te wykonują.

Tygodnik Tomasza Lisa rozpoczął kampanię ataków i insynuacji, które poprzez telewizje, radio i gazety dotarły do milionów ludzi.

Mechanizm medialnego kuszenia

I w tym momencie propozycję odegrania swojej życiowej roli na medialnej scenie otrzymał ks. Wojciech Lemański. Ten skonfliktowany od dawna z kościelnymi przełożonymi 53-letni proboszcz parafii pod Tłuszczem wielokrotnie wypowiadał sądy sprzeczne z nauczaniem Kościoła – m.in. dotyczące sztucznego zapłodnienia. Wiele razy łamał także zakaz występowania w mediach, choć musiał przecież mieć świadomość, że jego wypowiedzi były szeroko cytowane i wykorzystane do ataków na Kościół. Jako jeden z pierwszych już kilka lat temu wywoływał np. temat rzekomych win Kościoła w Rwandzie. W końcu abp Hoser podjął decyzję o odwołaniu go z funkcji proboszcza, gdyż „publicznie głoszone poglądy ks. Lemańskiego nie spełniają wymogów prawa i przynoszą poważną szkodę i zamieszanie we wspólnocie Kościoła”.

Pozbawienie stanowiska dało ks. Lemańskiemu – jako „ofierze kościelnych represji” – kolejną szansę do stania się na kilka dni medialną gwiazdą. Skorzystał z niej. Najpierw wywołał burzę, gdy w jednym z wywiadów niedwuznacznie zasugerował, że trzy lata wcześniej arcybiskup… napastował go seksualnie. Następnego dnia insynuację rozpowszechnił w nakładzie pół miliona egzemplarzy tabloid „Fakt” niemieckiego wydawnictwa Axel Springer wielkim tytułem na pierwszej stronie: „Ksiądz oskarża arcybiskupa o molestowanie?”.

Szybko okazało się to kłamstwem, co musiał zresztą przyznać po kilku dniach sam ks. Lemański, zamieniając wcześniejszą insynuację na inny zarzut: arcybiskup miał go jakoby spytać, czy jest obrzezany. Zresztą również to – dziwaczne i w sumie niezbyt poważne – oskarżenie szybko okazało się nieprawdziwe.

Ale przecież nie o prawdę tu chodzi, co pokazał choćby pełen oczywistych i łatwych do wykazania w dobie internetu kłamstw tekst „Newsweeka”. Po prostu dominujące na rynku koncerny medialne, w większości z powodów politycznych i finansowych nieprzyjazne wobec Kościoła, potrzebują ciągle nowego paliwa do podtrzymywania antykatolickiej nagonki. Teraz akurat dostarcza go ks. Lemański, ale przecież nie jest pierwszym duchownym, którego ambicja czy kryzys wieku średniego i osobiste słabości pchnęły w objęcia mediów, czekających tylko na kapłanów, których można otoczyć nimbem „niepokornych” i wykorzystać do osłabiania i rozbijania Kościoła.

Przed ks. Lemańskim byli już przecież choćby dominikanin Bartoś czy jezuita Obirek, a nadal co jakiś czas pojawia się na rynku medialnym ks. Boniecki. Wszyscy oni mieli swoje pięć minut, gdy otwierały się przed nimi telewizyjne studia, podsuwano im radiowe mikrofony, a ich twarze zdobiły okładki tygodników i dzienników. Wychwalani przez dziennikarzy-celebrytów jako „odważni i niepokorni obrońcy Kościoła otwartego”, przedstawiani jako ofiary bezdusznej hierarchii i duchowi spadkobiercy prześladowanego przez Inkwizycję Galileusza... Lansowani, podziwiani i kuszeni pochlebstwami przestawali w pewnym momencie zauważać, że ci, którzy ich chwalą, to fałszywi przyjaciele, którzy nie życzą dobrze Kościołowi, lecz głoszą opinie sprzeczne z jego nauką, a ich potrzebują jedynie jako ozdób do konkurencyjnego wobec Kościoła, własnego duchownego salonu.

To zresztą metoda wypróbowana i udoskonalana już od dziesiątków lat na Zachodzie. Wystarczy przypomnieć podobne kampanie medialne wokół znanego teologa ks. Hansa Künga w latach 70. czy południowoamerykańskich reprezentantów marksizującej „teologii wyzwolenia” w latach 80.

„Kościół potrzebuje takich właśnie duszpasterzy – zapewniają ci, którzy sami nie pamiętają, kiedy ostatni raz byli u spowiedzi” – opisuje celnie ten mechanizm publicysta diecezjalnego tygodnika „Idziemy” ks. Dariusz Kowalczyk. „Zaczadzony narkotykiem medialnych pochlebstw ksiądz zaczyna wierzyć, że rzeczywiście swoją postawą prowadzi kogoś do Boga. Ale potem okazuje się, że jeśli kogokolwiek prowadził, to samego siebie – poza kapłaństwo”.
~z netu

Napisano: 23 lip 2013, 17:03

A czym jest stadionowy spęd?
Przecież to inicjatywa biskupów!
Tak jak Papież Franciszek teraz walczy z mamoną to mam wrażenie, że w Polsce odwrotnie do jego nauki zamiast informować
o chrześcijaństwie i wykorzystywać media do szczytnych celów na miare XXI wieku robi sie masówki, ktore wprowadzaja wiecej chaosu i nakrecaja mamonę.
A przecież Jezus uczył,aby zamknac drzwi i w swojej izdebce modlic sie do Boga bez udziały innych.
Pamiętaj abyś dzień święty świecił i wystarczy tej pokazówk.
Królestwo boze polega na dzialaniu, a nie mówieniu.
Trzeba tak żyć aby dawać przykład, a nie gadać. \"Krowa, która dużo ryczy mało mleka daje\"
O tym wszystkim Pismo Święte traktuje więc nieraz mam wrażenie, ze księża rutynowo do Biblii podchodza i nie sa z nia na bieżąco bo gdyby byli to tych błędów nie byłoby tak wiele i takich powaznych tym bardziej, ze z naszego kraju wywodzil sie Papież, ktorego niedługo mamy ogłosic świetym
Dzidka
dzibar
Specjalista
Posty: 22161
Od: 06 sie 2006, 18:41
Zajmuję się:
Strona WWW: http://vp.pl
Lokalizacja: Gliwice, Polska

Napisano: 23 lip 2013, 17:29

No nie zgodzę się z tobą, taki spęd stadionowy to Pan Jezus pierwszy wprowadził, bo tam gdzie jest żywy Jezus tam są i tłumy, a jak ewangelizować i pokazywać ludziom Jezusa? Jak to zrobisz dzibar w swojej izdebce? Ten fragment z Pisma dotyczy indywidualnej modlitwy, osobistej relacji z Bogiem.
Na stadionie były uwolnienia, działy się cuda tak jej za czasów Ewangelicznych. Najpierw dzibar pojedź na taki spęd i doświadcz żywej wiary a potem komentuj
~hej

Napisano: 23 lip 2013, 20:12

Nie musisz się zgadzać ze mną, ja uważam, że każda skrajność to dewiacja i po to sa budowane kościoły aby tam było przekazywane Słowo Boże, a nadgorliwośc jest gorsza od faszyzmu więcej przynosi szkody niż pożytku.
Pan Jezus wielokrotnie krytykował faryzeuszy i sadeceuszy wlaśnie za nadgorliwość nie majaca nic wspólnego ani z wiarą, ani z milością bliźniego, ale właśnie z mamoną i pokazywaniem się wśród tlumu aby podkreślic swoją wagę
Dzidka
dzibar
Specjalista
Posty: 22161
Od: 06 sie 2006, 18:41
Zajmuję się:
Strona WWW: http://vp.pl
Lokalizacja: Gliwice, Polska

Napisano: 24 lip 2013, 10:01

to na stadionie nazywa się NOWĄ EWANGELIZACJĄ. Msze św w kościołach z modlitwą o uzdrowienie są a ludzi chętnych jest tak wielu, że nie mieszczą się właśnie w kościołach i katedrach i to dla nich sa organizowane tak wielkie jak to określiłaś ,, spędy\" To wiosna kościoła którą przepowiedział Jan Paweł II.
Mogę ci tłumaczyć i tłumaczyć ale ty jak niewierny Tomasz jak nie dotkniesz to nie uwierzysz. Odsyłam cię do strony www.mimj.pl tam możesz zobaczyć, poczytać co to są te msze i o co chodzi. Pozdrawiam
~hej

Napisano: 24 lip 2013, 11:34

Przeczytaj sobie Pierwszy i Drugi List Św. Pawła do Tesaloniczan może wówczas zaświeci światełko i przestaniesz mnie obrażać nazywając niewiernym. Ja nie muszę dotykać czy zobaczyć aby widzieć i wierzyć.
Ja po prostu wierzę. Natomiast uważam, że metody stosowane przez organizatorów spedów przynoszą więcej szkody niż pożytku i tytuł tego postu jest właśnie adekwatny; powiem więcej - taka manipulacja ludźmi nic dobrego nie wnosi ponieważ jest płytla - to budowanie zamków z piasku

I tu nie ja jestem niewiernym Tomaszem
Dzidka
dzibar
Specjalista
Posty: 22161
Od: 06 sie 2006, 18:41
Zajmuję się:
Strona WWW: http://vp.pl
Lokalizacja: Gliwice, Polska



  
Strona 3 z 14    [ Posty: 133 ]
NIE PRZEGAP WAŻNYCH INFORMACJI! POLUB NASZ PROFIL NA FACEBOOKU
[ ZAMKNIJ ]
Usuń ciasteczka witryny
 
x

 

x