ja też sobie tego nie wyobrażam, by ich wozić. na fajki mają, na piwo mają, a na autobus zawsze brak?! - trochę dziwne. niech się nauczą gospodarować groszem, a jak nie, to trudno.... piechotą zostaje. okrutne to, ale prawdziwe.
mnie socjalni chcieli wrobić w taxi-klient, ale im odpowiedziałam, że jak chcą to niech sami wożą, przecież też auta mają. - burza była o to, że masakra. ale nie jestem na posyłki i kokosów nie zarabiam.
socjalna kiedyś chciała bym o 7 rano jeździła do klientki, dziecko jej myła, do szkoły szykowała... - kolejna burza w ops była bo się nie zgodziłam. teksy się sypały, przecież jesteś asystentem rodziny i takie tam.... - ale nie niańką! socjalna boi się sama jeździć do klientki bo babka jest nieobliczalna, a ja miałabym w jej życie ingerować? - w rezultacie nie dostałam rodziny, bo powiedziałam że tam sama jeździć nie będę bo się boje. temat był ciężki, ale póki co ucichło.
socjalni zrzucają na mnie całą odpowiedzialność za rodziny. są rodziny objęte pomocą od X-lat.... w których nic się nie zmienia, żadnej pracy socjalnej tam nie ma od lat.... a niby asystent ma nagle rodzinę uzdrowić? - śmieszne hahaha - bądźmy realistami
socjalni się pytają klientów jak często jestem u nich... - dobrze, że ja się klientów nie pytam, jak często socjalni przyjeżdżają do nich

- sama widzę, jak "często" z ops wyjeżdżają...
kuratorzy przypominają sobie o mnie co pół roku dzwoniąc z zapytaniem jak rodzina współpracuje ze mną.... bo trzeba coś w sprawozdaniu napisać.... często dzwonią w godzinach dogodnych dla nich, czyli około 18-20, kiedy ja już jestem po godzinach pracy. raz jedna kuratorka zadzwoniła nawet jak byłam na urlopie..... ogólnie są bardzo zbulwersowani, że jak ja śmiem im nie udzielać telefonicznej informacji co u rodzin się dzieje...
idee asystentury były piękne... mamy traktować na równi klienta, podmiotowo a nie przedmiotowo, itp.... a jak nas, asystentów rodziny, traktują inni współpracownicy, inne służby społeczne?...
żenada
naiwnie wierzę, że kiedyś odbiję się od dnia i że nie będę do usranej śmierci za "miskę ryżu" (jak to powiedziała jedna z osób na forum) pracować jako ar