Byłem w takich sytuacjach i było tak jak napisałem. Karetka chciała rodzica bądź opiekuna prawnego ! W nocy dzwoniłem i karetka podjechała po osobę i potem po dziecko.
Niestety ja takiego szczęścia nie miałem i moja wyobraźnia jakoś nie ogarnia sytuacji gdzie załoga karetki jeździ po terenie i poszukuje rodziców prawnych lub opiekunów.
ale jaja Sam wierzysz w to co piszesz ?
Już kiedyś pisałem. Placówka to mieszkania na terenie miasta. Większość dzieci przebywa w odległości 2 km od swoich rodziców. W nocy 2 razy miałem taki przypadek jak opisałem. W karetce padło pytanie gdzie matka. Odpowiedziałem że mieszka tam i tam ale że nie wiem w jakim może być stanie. Odpowiedź z karetki była - no to dzwoń Pan. I Pani była w domu - podjechali i zabrali ja i przyjechali po dziecko. Z opiekunem prawnym było podobnie. Opiekun był wychowawcą placówki - nie miał nocki.
A nawiasem mówiąc to skoro takie rzeczy się zdarzają że trzeba jechać - to jak wy sobie z nimi radzicie. Przecież nie ma 2 wychowawców na nocce. Co zostawiacie dzieci i jedziecie ?
co Ty człowieku piszesz ,ze karetka jeźdź po rodzinie i ja zabiera,karetka na wezwanie jedzie po chorego szybko, i szybko do szpitala .to nie taxi .fakt jest jeden ze w nocy gdy jest jeden wychowawca to jest problem , a Dyr.nie zawsze odbierze ,nasz np. po 15 w piątek nie istnieje dla świata przez cały weekend, odbiera sporadycznie tel. moim zdaniem powinny być 2 osoby. tak jak cały czas potwierdzam swoje zdanie ze na 14 tez powinny być 2 osoby, w dzień tez dzieją się rożne rzeczy i nieraz nie ma czasu na wydzwanianie po ludziach żeby ktoś przyszedł, w takich sytuacjach decydują sekundy.
jeszcze jedno nasza placówka znajduje się w malej miejscowości, do szpitala jest 50km , tak się składa żadne dziecko nie jest z tej miejscowości,najbliższa rodzina jednej dziewczynki mieszka 15 km od naszej placówki to rodzina która mieszka i tak najbliżej naszej placówki.pozostałe dzieci rodziny swoje maja dalej,jednego chłopaka matka mieszka 80 km od placówki co daje w sumie 130km od szpitala jakby się miało po nią jechać, a ona akurat jest opiekunem prawnym.
Po prostu przy przeliczniku min. 2 wychowawców na budynek (lub wych+ktoś jeszcze), tworzenie małych domków, w których samotny wychowawca próbuje ogarnąć 10-15 dzieci przestaje być dumpingowe w stosunku do większych placówek A przecież wynik finansowy jest ważniejszy niż bezpieczeństwo w placówce (liczba 14 wychowanków w grupie nie jest przecież przypadkowa . Ale co tam dzieci i ich bezpieczeństwo. Obecne zmiany są wynikiem lobbingu i nie mają żadnego uzasadnienia poza finansowym. Dzięki obecnemu rozwiązaniu małe prywatne placówki mogą konkurować kosztem utrzymania z dużymi placówkami. Wcześniej (pomimo wychowawców zatrudnionych z KN) koszty utrzymania w dużych placówkach często były mniejsze niż w małych placówkach (do 15 wychowanków), gdzie zatrudnienie było z KP a zarobki żenująco niskie. Co tam pracownicy ich kwalifikacje. Do prowadzenia domu z 14 dzieci potrzebny jest bardziej pracownik fizyczny niż umysłowy.
No i ważniejszy jest wynik ekonomiczny (jak się dyrektor dobrze spisze, to może liczyć np. na jakąś premię od OP, albo przynajmniej na to, że go nie zwolnią , a wychowawcy jak nie pasuje to też zawsze może poszukać innej pracy Przecież młodych bezrobotnych i nieświadomych absolwentów \"tego i owego\" całkiem sporo i zawsze się znajdzie ktoś kim można robić A dzieci? Co kogo obchodzą dzieci!? Dopóki nie ma tragedii, to jest ok. A w razie czego to wiadomo, że winny będzie ten, co nie dopilnował...
Piszę o tym po to bo wiem że placówki bardzo się od siebie różnią. Wymaga to zastanowienia się ponieważ coś co w jednej placówce będzie ok - w innej nie. Czasem może warto by zastanowić się nad innymi rozwiązaniami - nie koniecznie dotyczącymi jednej instytucji, ustawy czy ministerstwa. Myślę że w tej konkretnej sytuacji np. nie jest rozwiązaniem 2 wychowawców na nocce. Pytanie jest jak zapewnić pomoc medyczną dziecku i jednocześnie zapewnić opiekę innym dzieciom w placówce bądź rdd, czy rz. Myślę że da się znaleźć inne prawne i formalne rozwiązanie. Np. w zakresie przepisów ratownictwa medycznego. Pomocy medycznej dzieciom przebywającym w pieczy w momencie braku kontaktu z rodzicem.
W małych 14 z znam ich sporo po 14 jak jest komplet dziweciaków też jest dwóch. W nocy jeden. Podobnie jest u nas. Jak w placówce nocuje 14 lub mniej dyżur pełni 1 wychwowawca. w Sytuacji alarmowej dyrektor podejmuje działania jak sprawę szybko załatwić zgodnie z przepisami. Do szpitala mamy 30 km. Opiekunowie prawni lub rodzice dzieciaków podpisują oświadczenie, że wyrażają zgodę na podjęcie leczenia szpitalnego w przypadkach konieczności jego stosowania. Zanim karetka dojedzie do szpiutala tam już jest inny wychowawca lub dyrektor. Tak to działa. Nigdy pogotowie i szpital nie negowały tego typu rozwiązań. Pozdrawiam
Marcin nie chce mi się wierzyć, że przed karetką do szpitala szybciej dociera wychowawca ten co nie jest na dyżurze lub dyrektor. Ten wychowawca co np w środku nocy musi dojechać to jest na dyżurze pod telefonem czy jak?
Nie po prostu część wychowawców oraz dyrektor mieszka w mieście gdzie jest szpital. Jak dostajemy info z placówki o zabraniu dziecka do szpitala to mamy 30 minut na zorganizowanie się lub jeżeli jedzie wychowawca z placówki to dyrektor lub sami wychowawcy montują drugiego na zastępstwo. Wyjazdów nocnych mieliśmy może ze dwa. Reszta w ciągu dnia i wtedy z dzieciakami pozostaje dwóch wychwoawców trzeci jedzie z dzieckiem do szpitala. Zawsze jest przygotowana delegacja in blancko na użycie samochodu prywatnego do celów służbowych. Tak w dużym uproszczeniu.