Kiedyś tu zostałam objechana że śmiem komentować zaś. lekarskie i kompetencje lekarzy rodzinnych których nazwałam konowałami.
Zacytuje zaświadczenie które mam przed sobą: " Pan....... z dużym ryzykiem zgonu od 10 lat z powodu....choroby układu krążenia"
Pan ma orzeczony lekki stopień utrzymany przez WZON i Sąd. I co wy na takie zaświadczenie? Brak słów.
Czasem i rodzinny pisze głupoty. Tylko nie wiem, po co wdawać się w jakieś dewagacje, przecież i tak nie podważysz tego, co napisał rodzinny, bo niby jak? Powiesz mu, że jesteś mądrzejsza? A ja mam z kolei taką sytuację : pan po zawale miał przez rok umiarkowany, a potem nie dostał wcale, a powinien dostać przynajmniej lekki w zasadzie do końca życia. Nie dostał, bo....poza przyjmowaniem leków zaleconych przez kardiologa (chodzi po nie do rodzinnego)nie chodzi na wizyty kontrolne do kardiologa, czyli "nie leczy się". I co Wy na to? A kto go zmusi? I czy to że nie chodzi na wizyty kontrolne do kardiologa, to znaczy, że nie jest już po zawale i nie ma trwałego uszczerbku na zdrowiu? Pan oczywiście będzie się odwoływał. Więc czasem jest też tak, że ludzie naprawdę chorzy wcale nie dostają stopnia.
Oczywiście ,że mogę potraktować sprawę po swojemu: pismo do PUP z prośbą o skierowanie pana do lekarza chorób zawodowych celem pokreślenia zdolności do zawodów( jakie może lub nie może) i działania aktywizacyjne nawet z naszych możliwości( PSU).
Zawał zawałowi nierówny, mój tata miał zawał w wieku 72 lat, nie orzekała się bo do niczego to mu nie było potrzebne. Pracował do 86 roku życia. Onny ma zawał i już jest wyjęty z życia.