O tym, jak bardzo osąd zależy od okoliczności przypomnieli dziś internauci redaktorom z ulicy Czerskiej. Tylko pięć lat, a ocena sytuacji różna o 180 stopni.
Zestawienie kilku materiałów „Gazety Wyborczej” dotyczących agencji ratingowych - z 2011 roku oraz sprzed kilkunastu dni - zamieszczono dziś na facebooku, na profilu NagrodaZłotegoGoebbelsa.
W sierpniu 2011 roku Grzegorz Sroczyński pisał:
„Agencja S&P, która obniżyła rating USA biadoli, że jest tylko posłańcem, który przyniósł złą wiadomość. Posłańców się przecież nie zabija. Trudno też mieć do posłańca pretensje. Tyle że to nieprawda. Posłańcy nie tworzą faktów, nie stoją ponad rządami, nie chcą wpływać na losy świata. A agencje - owszem. I świetnie im to wychodzi. Okazało się ostatnio, że to agencje ratingowe decydują, czy w USA będzie bezpłatna służba zdrowia, czy nie będzie; czy Włochom obciąć zasiłki, czy może podwyższyć podatki. Bo potrafią straszyć: nie będziecie nas słuchać, to obniżymy rating i wygonimy od was wszystkich inwestorów”.
I dodawał:
Kilka dekad temu ludzie na świecie umówili się, że będą wierzyć agencjom. Trzy firmy podzieliły między siebie rynek: S&P, Moody's i Fitch. Nikt inny się nie liczy. Te firmy miały być niezależne, staranne i obiektywne. Ale nie są.
A jakimi tytułami „Wyborcza” straszyła swoich odbiorców w styczniu 2016 roku, kiedy doszło do obniżenia ratingu Polski rządzonej, w której ster rządów dzierży Prawo i Sprawiedliwość?