przychodzą mi ludzie, biorą wnioski, ja ich instruuję co, gdzie podpisać, że z wszystkim należy się zapoznać; nawet ołówkiem zaznaczam im tzw. "ptaszkami" gdzie mają podpisać. No daję im takie proste wskazówki co i jak. A oni, a jakże - składają wnioski - ale w większości niepodpisane w wieeelu miejscach (nieważne, że zaznaczałam, pokazywałam gdzie). Jak składają wnioski u mnie - spoko - wskazuję im miejsca, gdzie co jeszcze trzeba. Ale jak składają u koleżanek (one tylko przyjmują, nie zaglądają do środka) to jest gorzej. Potem dzwonię do danej osoby z prośbą o zjawienie się u mnie aby uzupełnić brakujące podpisy, dokumenty, a taka czy taki przychodzą z "twarzą", że przecież oni czasu nie mają, dzieci małe, że urząd jest dla nich,a nie oni dla urzędu.
Ręce mi opadają.
Czy na drzwiach mam nakleić karteczkę z dosadnym tekstem "zanim wejdziesz - sprawdź....."?
Jak Wy walczycie z nieczytaniem, niezapoznawaniem się z wnioskami zanim podpiszą (lub nie)?