Zgodnie z ustawą o likwidacji niepodjętych depozytów należy wezwać do odbioru osoby uprawnione, a jeśli nie jest znany adres zamieszkania uprawnionego należy wystąpić do organu prowadzącego właściwą ewidencję, rejestry lub zbiory danych o udzielenie informacji umożliwiających ustalenie tego miejsca. I tu powstaje pytanie czy powinnam szukać osób, o których wiem, że mają postanowienie sądu o nabyciu spadku czy też wszystkich krewnych zmarłego. Wydaje mi się, że wersja pierwsza. Mam depozyty po zmarłych z lat 80 - tych ubiegłego wieku (zaległości poprzednikków) i ustalenie adresów dzieci i wnuków może być baaaaaaaaardzo czasochłonne, szczególnie, ze wiem ze nikt nie zgłosi się po depozyt (kto by się fatygował po odbiór kilku złotych). Ja jednak muszę udowodnić przed sądem, że wypełniłam wszystkie warunki określone w ustawie. Ostatecznie wywieszę oczywiście wezwanie na tablicy ogłoszeń w DPS ale to powinnam zrobić dopiero po wyczerpaniu innych możliwości. Na marginesie dodam że mam kilkadziesiąt takich depozytów, najniższy nawet 0,06 zł, a Sąd przy każdym wniosku żąda wpłaty 40,00 zł. Chora sytuacja. Proszę, podzielcie się swoimi doświadczeniami.
Wersja pierwsza, ale jeżeli chodzi o depozyty to jest chra sprawa, by dyrektor był odpowiedzialny za szukanie spadkobierców. Prawo powinno być zmienione, często spadkobiercy nigdy nie odwiedzili swojego krewnego w DPS a po jego śmierci państwo jest takie dobre i chce dac im pozostałości po mieszkańcu. To jest chore, a na dodatek kosztowne dla DPS i kto ma na to dawać pieniądze, przecież każda opłata pochodzi tak naprawdę z odpłatności mieszkańców, którzy jeszcze żyją i mieszkają w DPS, a tak naprawdę co ich obchodzą jacyś spadkobiercy. Przecież DPS nie mają innych pieniędzy tylko z odpłątności i dotacji na miejsce, a te pieniądze powinny pójść na utrzymanie mieszkańców, czyż nie tak?
W naszym DPS powiadamiamy rodzinę zmarłego mieszkańca, która miała z nim kontakt lub którą mieliśmy wpisana w aktach, nawet jeśli nie odwiedzała mieszkańca. W piśmie dajemy termin, aby zdeklarowali się czy będą występować o spadek. Jeśli tak to już dalej sprawa rodziny, sami podają do sądu potencjalnych innych spadkobierców. MY wypłacamy depozyt po otrzymaniu postanowienia sądu wszystkim, którzy byli uprawnieni do spadku zgodnie z takim postanowieniem. A co do depozytów o małej wartości, to nasza księgowość przekazuje je do UM, gdyż koszt założenia sprawy o złożenie do depozytu sądowego byłby większy niż sam depozyt.
Szanowni forumowicze.
Przeczytałem Wasze wpisy dość uważnie bo mam problem związany z depozytem po zmarłej matce byłego powstańca warszawskiego. Mieszkała od lat 50 - tych w Domach Pomocy Społecznej. Nie maił się kto ją zaopiekować. Jej syn - jedynak - Jan Wróblewski ps. Zabawa zginął w powstaniu 18 września 1944 roku. Matka Janina Wróblewska poszukiwała go po wojnie ale chyba nie udało jej się odnaleźć informacji o jego śmierci. Psychicznie nie wytrzymała tego i leczyła się w szpitalach zamkniętych a potem mieszkała w DPS Kombatant w Warszawie (ul. Szubińska). Zbieram wszystkie informacje o tym powstańcu i doszedłem do wniosku, że matka mogła mieć ze sobą jakieś pamiątki po swoim synie. Wychowywała go samotnie. Zmarła w 1977 roku i staram się, choć wielkich nadziei nie mam, sprawdzić co dzieje się z depozytem takiej samotnej osoby. Wiem, że pochowana została w 1977 roku w Warszawie przez opiekę społeczną. Czy ktoś mógłby mi podpowiedzieć jak to się dzieje z tym depozytem. Nie mam pewności, czy w ogóle taki był ale chcę na wszelki wypadek sprawdzić. Z niektórych wypowiedzi wynika, że taki depozyt powinien być gdzieś przekazany. Ktoś napisał, że do Urzędu Miasta. Czy to znaczy, że Urząd Miasta ma jakieś magazyny depozytowe? Proszę o informacje nawet najmniejsza pomoc może mi ułatwić poszukiwania. Mój tel. 603599679