Robimy najładniejsze katastrofy na świecie:
1. Samolot z generałami (Casa?)
2. Samolot z prezydentami
3. Katastrofa kolejowa w (Babach?)
... i ostatnia...
Jeżeli gdzieś jest jatka i rzeź to u nas wygląda najbardziej spektakularnie. Jak giną oficerowie to nie jeden generał z adiutantem tylko cała generalicja, całe dowództwo.
Jak ginie prezydent to nie jeden, ale co najmniej dwóch, plus trzeci potencjalny. Biskupy też schodzą grupami.
Jak wywala się pociąg to nie jeden ale od razu dwa na raz i to jeszcze jeden na drugi.
Jak wybucha wojna to nie bijemy się z jednym wrogiem ale z wszystkimi dookoła.
Jak wybucha powstanie to nie giną walczący w powstaniu, tylko całe miasto jest wyburzone i wypalone ogniem a wszyscy mieszkańcy zabici.
Tak można mnożyć. Wszystko przez nasze wrodzone bałaganiarstwo, brak koordynacji i zastanowienia co dalej zrobimy gdy już namieszamy.