Jeśli mamy posiedzenie Grupy Roboczej w ramach NK i nie przychodzi nikt z pozostałych członków Grupy (pomimo zaproszenia / wezwania) - czy w takim przypadku powinno się w ogóle prowadzić posiedzenie? W końcu dokumenty i ustalenia powinny być efektem decyzji całej Grupy a nie jednej osoby (która przecież z definicji - Grupą nie jest)?
W grupie siła. Ale bywa tak nie tylko u Ciebie, że reszta jej członków ma to gdzieś. Oni mogą my musimy. Procedura uruchomiona. więc udajemy, że jest ok.
Absencja członków GR na spotkaniach w ramach procedury NK jest problemem bardzo powszechnym. Zresztą także bak obecności członków na spotkaniach ZI nie jest rzadki. W obu przypadkach stanowi to niewywiązywanie się przez te soby z nałożonych na nie prawem obowiązków zawodowch i jak najbardziej może być zgłoszone władzom gminy przez przewodniczącego ZI. Członkowie ZI powoływani są na podstawie uchwały gminy, co z kolei jest obowiązkiem wynikającym z art. 6 ust. 2 pkt 4 ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie. Natomiast członkowie GR roboczych są wskazani przez ZI lub za jego zgodą - przez przwodniczącego. Wiele z tych osób traktuje procedurę NK często (nie obawiam się użyć mocnego słowa) nonszelanko, uznając, że ośrodek pomocy poradzi sobie bez nich, a ich nieobecność przecież nie wpłynie na całą procedurę. Upartość niektóryich z nich w tej kwestii jest wręcz „godna podziwu“. Można oczywiście zrozumieć absencję na spotkaniu przedstawiciela danego organu, będącą np. wynikem choroby, urlopu, wyjazdu służbowego itp., jadnak absolutnie niezrozumiały jest brak jakiegokolwiek dalszego zainteresowania tym, co miało miejsce na posiedzeniu GR. Wszak w każdym momencie do wglądu są protokoły, notatki pisma sądowe i można zapoznać się z zawartymi tam faktami, ustaleniami, wnioskami, wytycznymi, planem pomocy itp. Tak jednak nigdy się nie zdarza, a konsekwencją braku tej wiedzy jest brak bieżących działań ze strony członków.
Dlaczego uważam, że jednoosobowe spotkanie GR winno się odbyć? Można - bez zbytniego wysiłku - wyobrazić sobie, jak poczuje się osoba, wobec której istnieje podejrzenie, że jest ofiarą przemocy, która, po przyjściu na spotkanie - na które często oczekuje kilka tygodni - zostaje poinformowana, że nie odbędzie się ono z powodu nieobecności całego składu GR (no oprócz przedstawiciela ops). Może poczuć się zwyczajnie zażenowana, odebrać to jako kpinę, potraktowanie jej osoby i sprawy jako mało istotnej/mało ważnej/błachej. Wg mnie jednoosobowa GR ma rację bytu, gdyż daje osobie poszkodowanej minimalne poczucie zainteresowania jej problemem. Natomiast pozostali członkowie GR winni niezwłocznie zapoznać się z treścią prokokołu i podjąć działania leżące w ich kompetancji. Owszem, w procedurach NK są sprawy - powiedzmy - błache (np. w formulrzu NK-A zaznacono jedynie to, że mąż krzyknął na żonę), ale i sprawy bardzo poważne, wymagające podejmowania szybkich działań, dlatego nie można spotkania odwołać jedynie z powodu, o kórym mowa. Brak spotkania GR tylko przedłuża sprawę na kolejne tygodnie.
Oczywiście, o ile dla domniemanej ofiary przemocy spotkanie z GR może być niezwykle istotne, to można przypuszczać, że dla osoby, co do której istnieje podejrzenie, że jest sprawcą przemocy, już takie być nie musi.
Tak właśnie to często wygląda, jakby było jedynie w rękach pracowników OPS.
Bywa jednak jeszcze ciekawiej - oprócz członków GR nie ma osoby wobec której stosowano przemoc i sprawcy. Wtedy nie ma nawet osób, które mogłyby się poczuć zignorowane : / .... może jedynie oprócz pracownika OPS.
U nas mamy zapis w regulaminie, że musi być minimum 50% kworum, czyli jeśli jest powołanych 5 osób do danej sprawy to muszą przyjść 3 na grupę, samemu nie prowadzimy posiedzenia, piszemy tylko notatkę
A czy dla Was 2 osoby to już grupa? Czy nie powinny być 3 osoby. jeśli nie ma dzieci, i uzależnienia w rodzinie to oprócz prac. soc i dzielnicowego kogo powołujecie?