Witam, może ktoś podpowie właściwy tor postępowania:
Pan i Pani mieszkają razem. Zarzekają się, że nie stanowią rodziny, nie są w związku konkubenckim.
Zostaje założona NK - widocznie interweniujący policjanci uznali ich za rodzinę.
Mimo to nadal podkreślają, że łączy ich tylko wspólne zamieszkiwanie (nie miał się gdzie podziać to dała mu kilka lat temu jeden pokój).
Pani ma uprawnienia do mieszkania więc w sumie problem wydaje się łatwy do rozwiązania - ale boi się wyrzucić sprawcę. Ma obawy, że on ją skrzywdzi jeszcze bardziej. Tym samym ktokolwiek zapyta czy chce się go pozbyć to odpowie, że nie.
Oboje odmawiają współpracy.
Wg mnie - NK nie ma tu racji bytu, ale działania trzeba podjąć. Przyjmując, że nie stanowią rodziny, to mamy tu zajmowanie czyjegoś lokalu, zmuszanie do określonego zachowania tj. udostępniania mieszkania i pieniędzy. To tak jakby ktoś obcy wszedł do mnie do mieszkania a ja bałbym się go wyrzucić bo mi grozi.
Pisać do prokuratury czy na policję żeby oni zadziałali (w sumie to policja wie bo założyli NK)?