Jest wiejska szkoła, ktora nie ma własnej stołówki. do tej pory mieli tylko punkt wydawania bułek. od wrzesnia natomiast funkcjonuje spoldzielnia socjalna, ktora gotuje obiady dla mieszkancow.Gmina jest wspoltworca spoldzielni i w ramach zdobywania zlecen byl pomysl by i ta szkola wiejska miala obiady dla uczniów. Ogloszono cenę obiadu taka sama jak w szkole miejskiej, gdzie jest kuchnia i stolowka. i wyszedl problem taki, ze obiad w szkole miejskiej jest po 4 zl, a w szkole wiejskiej po 10, choc obiecywano rodzicom po 4. Rodzice wiec placa te 4 zlote, a pozostale 6 placi gmina, ale do konca nie wiemy na jakich zasadach. W szkole miejskiej gdzie jest kuchnia rodzice placa tylko za wsad do kotla, a koszty robocizny i energii poochodza ze srodkow na utrzymanie oswiaty z jakiegos tam paragrafu. No i teraz jest problem taki: szef chce placić wysztkim uczniom w wiejskiej szkole za obiady, pomijajac kryteria, decyzje, wywiady i program z dozywiania. I chce znalezc furtke w naszej ustawie, ktora by na to pozwalala czyli by te dowozone obiady byly dofinansowane na podstawie naszej ustawy, ale na zasadzie jakiejs oglnosci....nadmieniam, ze jest garstkauczniow ktorzy korzystaja z tych obiadow w ramach programu i tu obiasy kosztuja 10 zl. reasumujac gmina chce oplacac te brakujace 6 zlotych z wlasych srodkow, ale nie wiadomo na jakich zasadach. przepraszam za ten mętlik, ale sama nie wiem jak to napisac
