Ciąg fatalnych zdarzeń:
Najpierw straciliśmy pracę, w następnej oszukano nas na grube pieniądze, potem zmarła matka jednego z nas; za ostatni grosz postanowiliśmy założyć mały sklep i kiedy powoli się rozkręcał zaczęliśmy się potwornie czuć. Naprawdę kiepsko z nami było. Skracając opowieść: okazało się, że jesteśmy zakażeni wirusem hiv. Nigdy nie mieliśmy wielu znajomych a ci, których mieliśmy mają nas gdzieś. Za kilka dni, ewentualnie tygodni wylądujemy literalnie n a b r u k u. Bez pracy i mieszkania. Nie możemy spać w noclegowni (nie pozwala na to wciąż, mimo terapii antyretrowirusowej odporność jednego z nas) a nic poza nią nie jest dla nas dostępne. Jesteśmy kompletnie sami. Chociaż po kilku miesiącach leczenia czujemy się lepiej nie mamy pojęcia co robić. Wszelka pomoc dla zakażonych, taka konkretniejsza, dotyczy w naszym kraju (choć trudno w to uwierzyć) wyłącznie zakażonych narkomanów.
Potrzebujemy przede wszystkim pracy. Jesteśmy pracowici i zdaje się dość rozgarnięci...Jeden z nas przez lata był czynnym zawodowo radiowym dziennikarzem muzycznym, drugi przerwał na 4 roku studia teologiczne dla świeckich.
Osoby leczone jak my mogą mieć przed sobą nawet dość długie życie. Moglibyśmy więc odwzajemnić pomoc, gdyby taka nas spotkała. Możemy wykonywać przeróżną pracę i przeróżne zajęcia. Nie stanowimy żadnego zagrożenia dla otoczenia. Mieszkamy w Trójmieście.
Zdajemy sobie sprawę, że nasza opowieść może wyglądać mało wzruszająco, szczegóły dla większości ludzi są wręcz odpychające; liczymy się z tym i rozumiemy to. Jednak nie zmienia to faktu, że jesteśmy absolutnie i kompletnie bezradni, że jeśli nie spotkamy w tym wszystkim c z ł o w i e k a - będzie tragicznie.
To jest nasz adres mailowy:
hivpozytywni@o2.pl