Napisano: 09 lut 2015, 20:08
Ja powiem szczerze, że mnie uderza wręcz fakt, jak socjalnie traktują stanowisko asystenta rodziny. Popadają wręcz ze skrajności w skrajność. Albo narzucaja za dużo obowiązków albo marudzą, że im prace zabierają.
Osobiście wychodzę z założenia, że lepiej ze sobą wspólpracować (nie zawsze od razu da się to zrobić, ale z czasem...). Ps nie potrafią też "wykorzystywac" ar w pozytywny spoób. Przeciez taki ar pójdzie w teren, posiedzi u rodziny dwie godziny, posłucha o problemach rodziny, sąsiadów, ciotki, babki, parafi, księdza i nie wiadomo o czym jeszcze i dowie się dużo rzeczy, o których ludzie w życiu nie pwiedzieliby ps. Przecież można po ludzku wymienić się informacjami, pomówić o mocnych i słabych stronach rodziny, o rzeczach , które dzieją w innych rodzinach.
Czy ar to naprawdę takie zło, czy wszyscy ps się boja, że im prace zabierzemy, wygryziemy ze stanowisk, doniesiemy, ześlemy na bezrobocie? Czy to raczej wynika z tego, że przyjdzie jakaś młoda (młody) prosto po studiach i co on się będzie panoszył, co będzie pouczał, co on wie? Pod but trzeba, niech wie, że jest nikim, na marnej umowie, niech zna swoje miejsce w szeregu.
No sorry, ale jeśli każdy ps będzie traktował ar przedmiotowo, to do niczego dobrego to nie doprowadzi.
I trochę wyrozumiałości dla ar, bo jak wszyscy wiemy ustawa niczego w naszej pracy dokładnie nie okresla, niby sa jakies standardy pracy, ale na dobrą sprawę nawet kierownicy nie wiedza jak to ma wyglądać więc chyba każdy asystent pracuje na wyczucie.