Przychodzi pan (nie świadczeniobiorca) do urzędu i stoi u mnie w futrynie drzwi. Czyta to co jest napisane na drzwiach (albo próbował czytać bo jakiś niedorozwój o czym dalej) i się zapytałem, czy ma jakąś sprawę, jakiś problem (tak normalnie, przyjaznym głosem). Ten do mnie "Nie, ale Ty możesz mieć problem" - no i tu już wiedziałem, że będzie grubo.
Typa zlałem w takim układzie a ten z pytaniem, czy może on sobie tu postać. Powiedziałem że tak to ten wszedł do mojego pokoju i usiadł na miejscu petenta. Od tego momentu było coraz ciekawiej- zaczął do mnie na "Ty" walić to do niego z pytaniem że od kiedy na ty jesteśmy. On na to że od kiedy na pan jesteśmy

Kolejne pytanie jakie zadał czy może coś zayebać- telefon i efajkę schowałem a ten że "co, boisz się? i słusznie". Oglądał monitor i przyglądał się kopiarce.
Ale najciekawsze będzie teraz- bierze nożyczki, bawi się nimi i mówi: "No i co zrobisz jak wbiję ci je w oko? Albo w serce?" Tutaj powiem szczerze mi się zagotowało. Rękę miałem przygotowaną aby otworzyć szufladę i wyciągnąć nożyk do otwierania kopert. Ale nic nie reagowałem, poszedł sobie. Po akcji od razu podbiegłem do kierowniczki i koleżanki i pytam się ich, kto to jest (bo nie jestem z gminy gdzie pracuję). Powiedziały, że ma coś z deklem i to nie pierwsza sytuacja jak komuś groził. Jutro zgłaszamy z kierowniczką ten incydent na Policję.
Pytanie mi się takie rodzi- jestem postawnym facetem, umiem w mordę przywalić. Co mógłbym w tej sytuacji użyć- siły czy np gazu pieprzowego i go obezwładnić? Bo nie zamierzam tolerować kolejnej takiej sytuacji.