Prokuratorzy z Białegostoku badający nadzór Ministerstwa Finansów w sprawie hazardu chcieli przesłuchać byłego premiera Donalda Tuska. Nie zdążyli. Śledztwo zostało przeniesione do Poznania.
Afera hazardowa mogła zatopić rząd Donalda Tuska już w 2009 r. Tak się jednak nie stało. Koalicja PO-PSL wyszła ze skandalu praktycznie bez szwanku. Rok temu, kiedy po raz kolejny było blisko wybuchu skandalu, śledztwo prowadzone przez Prokuraturę Apelacyjną w Białymstoku, dotyczące nieprawidłowości w Ministerstwie Finansów w związku z nadzorem i regulacjami rynku hazardu, zostało przekazane do Prokuratury Apelacyjnej w Poznaniu.
Stało się tak krótko po tym, jak śledczy z Podlasia chcieli postawić zarzuty Jackowi Kapicy, wiceministrowi finansów nadzorującemu rynek hazardu. O sprawie pisał rok temu portal Tvn24.pl. Jednak z materiałów śledztwa, które obecnie prowadzone jest w Poznaniu, wynika, że Kapica nie podejmował decyzji samodzielnie. Miały one być konsultowane na najwyższych rządowych szczeblach. Wytyczne co do przynajmniej niektórych działań miał bezpośrednio przekazywać Kapicy osobiście sam Donald Tusk. Chodzi m.in. o kulisy spotkania z października 2009 r. To właśnie wówczas Kapica przedstawił szefowi rządu dwa diametralnie różne projekty ustaw. Tusk zdecydował się wybrać ten, który zakazywał działalności w Polsce automatów o niskich wygranych, czyli tzw. jednorękich bandytów.
W efekcie wprowadzenia tych przepisów skarb państwa nie tylko stracił miliardy złotych z tytułu podatku płaconego od każdego automatu do gier hazardowych, ale także w przyszłości może też zapłacić gigantyczne odszkodowania właścicielom automatów.
Śledczy z Białegostoku, chcąc ustalić okoliczności wydawania instrukcji Kapicy w sprawie hazardu, planowali przesłuchanie nie tylko Donalda Tuska, ale także niektórych członków dawnego gabinetu – m.in. Michała Boniego, byłego ministra administracji i cyfryzacji. Nigdy do tego nie doszło.
Po przeniesieniu sprawy do Poznania tamtejsi śledczy skupili się tylko na odpowiedzialności urzędników Ministerstwa Finansów niskiego szczebla (pięciu z nich ma postawione zarzuty), którzy mogą zresztą uniknąć odpowiedzialności z powodu… przedawnienia zarzutów. Jak twierdzi prokuratura, ze względu na obszerność i skomplikowanie śledztwa nie wiadomo, kiedy sprawa zostanie zakończona, nie mówiąc już o długotrwałym procesie. Tymczasem, jeśli w ciągu czterech lat nie zostaną osądzeni, unikną odpowiedzialności.