nie mentalnością komornika, tylko zdroworozsądkową.
Popatrz, ktoś mieszka na wsi. Jest biedny. Nie ma barów mlecznych. Nie korzysta z nich. Musi dokładać się ze swoich pieniędzy na to by ktoś w mieście zjadł posiłek. Często bogatszy od niego. On sam nie dojada.
Jest to normalne?
Ktoś prowadzi bar mleczny. Nie korzysta z dotacji. Z różnych względów. Musi dokładać się do konkurencji, z którą przecież rywalizuje o tego samego klienta. Jest to normalne?
Ktoś prowadzi bar z daniami regionalnymi. Nie ma dotacji. Czym jego jedzenie różni się od jedzenia w barze mlecznym?
Dlaczego ja z moich podatków pod przymusem mam dotować bary mleczne, w których chyba nigdy nie jadłem?
Zarzut ten dotycz zresztą nie tylko barów mlecznych. Dotowane są przecież również różne krytyki polityczne, których broszur z samego obrzydzenia bym nie wziął do ręki.
Państwo nie powinno zajmować się takimi bzdetami.
Jeżeli już przyjmiemy, że winno wspomagać słabszych (ja bym się tu kłócił) to dlaczego w tak głupi sposób?