Mam kilka rodzin, gdzie ,,zgoda jest bez zgody", tj. zgodę wymusił pracownik socjalny. Problem w tym, że ja muszę wejść w środowisko raz w tygodniu przynajmniej, a podopieczni albo nie otwierają, albo ich nie ma, brak kontaktu telefonicznego lub odbiorą i powiedzą, że w tym tygodniu ich nie ma lub mają remont, a pracownik socjalny nie wierzy, bo jak on chce iść na wywiad to wszystko jest ok tzn jego wpuszczają.Oczywiście nie ma mowy żeby oprócz wizyty w celu wywiadu poszedł ze mną, bo nie ma czasu. Co robić w takich sytuacjach? Jak zmusić podopiecznych do ,,bycia"' lub ps do zamknięcia współpracy, bo jej tam naprawdę nie ma.
Ponad połowa moich rodzin to "dobrowolna zgoda". Uważam zawód AR za najtrudniejszy jaki przyszło mi wykonywać (a trochę ich było przez 24 lata). Oprócz altruizmu, jaki we mnie jest i chęci (autentycznej) pomagania innym, w pracy trzyma mnie atmosfera i bardzo DUŻA pomoc PS (oraz możliwy awans:) mam nadzieję). Więc Tobie WSPÓŁCZUJĘ. Gdy nie chce mi współpracować rodzina to jadę na wizytę z kuratorem lub PS. Względnie wzywam do OPS (pisemnie) i wyjaśniam sprawę w obecności PS a czasem i Kierownika.
P.S.
W moim powiecie jestem AR z najdłuższym stażem. Jest Bardzo duża rotacja w innych gminach - część ucieka, część zostaje PS. Dodam, że znam wielu PS, którzy wcześniej byli AR i za nic nie odwrócą tej sytuacji. Nie znam żadnego AR, który był wcześniej PS i nie chciałby do tego wrócić. U mnie PS mają większe pobory (za pracę w terenie ) oraz dłuższy urlop (za obciążenie psychiczne). I zgodzę się. To i tak mało opłacany kawałek chleba - ale mimo wszystko uważam, że AR ma trudniej. Pracuje w terenie a obciążenie psychiczne - sami wiecie. AR zazwyczaj ma te rodziny, gdzie PS nie dał rady. AR ma zazwyczaj SAME trudne rodziny. PS wchodzi do domu na max 0,5h i to zazwyczaj 1 x w m-c. Ja czasem jestem i 2x w tygodniu w rodzinie. Średnio wizyta trwa ok. 2 h (zdarza się i dłużej).