Wobec tego dodatek wypłaciłabym osobie ubiegającej się o niego, a kwestię rozliczenia zostawiła do ustalenia między osobą, która wynajmuje a wnioskodawcą.
Dlaczego ten zarządca taki nieugięty?
Ja prosta kobieta i moje wyobrażenia obejmują jedynie hierarchizację nieelastyczną. Dla mnie właściciel mieszkania, np. w spółdzielni czy wspólnocie nie zarządza tym lokalem, lecz jest... hmmm... płatnikiem. Nie on ustala ceny, nie on jest odpowiedzialny za zapewnienie i zakup mediów, nie on zleca remonty, nie on rozlicza. Potwierdzanie wniosku przez właściciela to niejako powstanie dodatkowego, zupełnie zbędnego pośrednika, który, nawiasem mówiąc, kwoty składników wydatków uzyskuje od zarządcy. Zastosujmy brzytwę Ockhama i nie mnóżmy bytów ponad to, co konieczne.
Powiedzmy zatem, że zawsze staramy się przekazywać dodatki zarządcy i przecież w 99,9% przypadków nie ma z tym żadnych problemów ani powodów do jakichkolwiek dysput.
Niemniej... zawsze zostaje ten 0,1%... Nasza ustawa, jak to zwykle z nią bywa, nie definiuje jasno ani zarządcy, ani osoby uprawnionej do pobierania należności. W zasadzie nie definiuje wcale. Skoro ustawa nie ogranicza "zarządcy" do bycia osobą prawną, zarządcą może być "każda" osoba fizyczna, a skoro tak...
Poza tym, w przypadku nieuzasadnionej niechęci do współpracy "owieczkowego" "zarządcy" wnioskodawca byłby pokrzywdzony nie mogąc się ubiegać o dodatek a na krzywdzenie godzić się nie powinniśmy.