Napisano: 08 wrz 2015, 9:34
Oczywiście, apel o pomoc potrzebującym to rzecz piękna i szlachetna. Jednak polityka imigracyjna nie może się kierować tylko takimi, powiedzmy, że humanitarnymi, motywami. Zdecydowana większość uciekinierów szuka w Europie lepszego, bardziej wygodnego i bezpiecznego życia. Mają do tego prawo. Jednak to coś całkiem innego niż ucieczka przed groźbą śmierci i prześladowań. Z faktu, że ludzie chcą zapewnić sobie lepszy byt nie może wynikać moralny obowiązek innych, którzy im ten lepszy byt mają zapewnić. Tym bardziej w sytuacji, kiedy z góry można wiedzieć, że przyjęcie danej społeczności na swe terytorium pociągnie za sobą groźbę konfliktów i niepokojów.
Jak pokazują liczne przykłady wspólnot muzułmańskich w takich krajach jak Francja i Niemcy, przybysze z Biskiego Wschodu nie akceptują zachodniej kultury. Nie asymilują się, nie doceniają pomocy, którą się im oferuje, zamiast wdzięczności pełni są uraz i roszczeń. Zachód jest w ich oczach z jednej strony ziemią obiecaną, bo oferuje bogactwo, zdobycze socjalne i wysoki poziom życia; z drugiej - miejscem zepsucia i degrengolady, krainą grzechu i niegodziwości, zamieszkaną przez niewiernych. Wielu przybyszów łatwo ulega radykalizmowi. Są przekonani, że w nowych miejscach azylu należy wprowadzić, jeśli to tylko będzie możliwe, muzułmańskie prawo, obyczaje i sposób życia. Co więcej, można być pewnym, że wśród uchodźców znajdują się zakamuflowani członkowie komórek terrorystycznych, czy to potajemni wysłannicy państwa islamskiego, czy to zwolennicy innych, równie krwawych i bezwzględnych organizacji. Łatwość przenikania na Zachód, brak próby oddzielenia prawdziwych ofiar wojny od szpiegów i zabójców będzie musiał przynieść tragiczne konsekwencje.
Sam widziałem niedawno, że większość najstarszych bazylik rzymskich chroniona jest przez uzbrojonych po zęby włoskich żołnierzy. Przed kim bronią oni tych świątyń? Przed krasnoludkami? Nie. Pilnują oni najstarszych kościołów – świętego Jana na Lateranie, Santa Maria Maggiore czy innych - przed ewentualnymi zamachami, które zapowiedzieli przecież przywódcy państwa islamskiego. Otwarcie na oścież granic Europy i zgoda na przypływ kolejnych fal uciekinierów jest de facto ogłoszeniem kapitulacji i, przykro to powiedzieć, robi wrażenie samobójstwa.
Różnej maści lewaccy ideologowie krzyczą, że niechęć do masowego przyjmowania muzułmańskich uciekinierów jest objawem islamofobii, zaściankowości, ksenofobii lub nacjonalizmu, no i oczywiście ciasnego i nieczułego serca. Nic bardziej mylnego. Dokładna obserwacja rozwoju sytuacji w krajach, gdzie już dzisiaj żyją duże skupiska wyznawców Allaha, nie pozostawia złudzeń: społeczności te bywają wylęgarnią terrorystów. Islam, inaczej niż chrześcijaństwo, nie uznaje godności i wartości osoby ludzkiej. W samych źródłach tej religii, w Koranie i hadisach, znaleźć można wiele przykładów pochwały dla użycia przemocy wobec niewiernych. Tym samym wielu muzułmanów, którzy nie potrafią się na Zachodzie odnaleźć, którzy czy to faktycznie są ofiarami dyskryminacji czy też po prostu mają poczucie krzywdy, wyjątkowo łatwo sięga po broń i terror. Są wychowani w tradycji, która aprobuje przemoc wobec niewiernych, więc kiedy czują się pokrzywdzeni odwołują się do niej.