„Zapamiętajcie, że za nieszczerość i tchórzostwo zawsze trzeba płacić. Nie wyobrażajcie sobie, że przez całe lata można uprawiać służalczą propagandę na rzecz radzieckiego lub też jakiegokolwiek innego reżimu, a potem powrócić nagle do intelektualnej przyzwoitości. Raz się skurwisz – kurwą zostaniesz” – pisał blisko 70 lat temu George Orwell. Wprawdzie te słowa dotyczyły zachowania brytyjskich intelektualistów i dziennikarzy oraz uprawianej przez nich antypolskiej propagandy, lecz także dziś nie straciły na aktualności w odniesieniu do polskich „gwiazd” - pisze "Gazeta Polska".
Kilka dni przed wyborami strach medialnych resortowych dzieci sięgnął zenitu. Wiedzą oni, że Prawo i Sprawiedliwość wygra, toczą więc bój na medialnym froncie o to, by partia Jarosława Kaczyńskiego miała jak najmniejszą przewagę. Bo większość sejmowa to samodzielne rządy PiS, a to oznacza marginalizację medialnych funkcjonariuszy Platformy. Boją się, że stracą lukratywne stanowiska, że znajdą się w miejscu, gdzie im nikt nie pomoże. Tak jak jeden ze znanych aktorów, który bezkrytycznie służył PO i Bronisławowi Komorowskiemu, licząc, że będzie on prezydentem „na zawsze” . Po jego przegranej aktor ów stracił kontrakty, a co za tym idzie – spore dochody. Został sam, bo ani Komorowski, ani nikt z otoczenia byłego prezydenta nie zainteresował się „artystą”.
„Polska warta jest obrony i wspólnej troski. Przez dwa lata patrzyliśmy – sparaliżowani niczym królik przez węża – na proces stopniowej konfiskaty państwa polskiego przez Jarosława Kaczyńskiego i jego sojuszników. Teraz nadszedł moment, by odzyskać Polskę”
– pisał tuż przed wyborami na łamach „Gazety Wyborczej” w 2007 r. Adam Michnik. Jak to „odzyskiwanie” Polski wyglądało – wiemy doskonale. Sporządzony w lutym 2014 r. przez ówczesnego posła Adama Kwiatkowskiego, przewodniczącego parlamentarnego zespołu ds. obrony wolności słowa, raport mówi sam za siebie: w latach 2008–2013 do „Gazety Wyborczej” z państwowej kasy popłynęło 7 mln zł na opublikowanie na jej łamach rządowych reklam i komunikatów. Sporo w tym czasie zyskały także „Polityka” (jej redaktorem naczelnym jest Jerzy Baczyński – według akt IPN – kontakt operacyjny „Bogusław”) i „Newsweek”, którego naczelnym od 2012 r. jest Tomasz Lis – podobnie jak Adam Michnik mający resortową rodzinę. Obydwa tytuły z państwowych pieniędzy otrzymały po kilkaset tysięcy złotych za reklamy i komunikaty. Warto przypomnieć, że prawicowe media nie miały nawet co marzyć o ułamku tej sumy, chociaż miały bardzo wysoką sprzedaż.
W minioną sobotę na łamach „GW” Adam Michnik w artykule pt. „Gorzki smak aksamitnej dyktatury” napisał:
„Jeśli ktoś jest ciekaw, jak może wyglądać Polska pod rządami Kaczyńskiego i Macierewicza, niech spojrzy na Rosję rządzoną przez Putina”.
A przecież to nie Jarosław Kaczyński czy Antoni Macierewicz, lecz Adam Michnik (wychowany przez rodziców z rodowodem KPP i mający brata – stalinowskiego oprawcę) jeździł do Petersburga, gdzie spotykał się z Putinem. To właśnie gazeta Michnika nawoływała do palenia zniczy oprawcom z Armii Czerwonej po katastrofie smoleńskiej i do „pojednania”.