nie mam siły już dalej siłować się z naszym życiem - jesteśmy na skraju bankructwa i wytrzymałości. razem z mężem oboje po nieudanych związkach w 96 roku postanowiliśmy wszystko zacząć od nowa. za grosze kupiliśmy starą drewnianą chałupę w lesie i pomału własnym sumptem zaczęliśmy ją remontować. wszystko szło w dobrym kierunku do momentu kiedy moja mama uległa wypadkowi samochodowemu i wszystko runęło. musieliśmy ja zabrać do siebie, zaczęła się bardzo kosztowna zarówno rehabilitacja jak i walka (zresztą nieudana) o odszkodowanie. w wyniku tego zaczęliśmy się powoli zadłużać. w końcu musieliśmy sprzedać dom i przenieść się do najbliższego miasteczka, żeby mama miała stała opiekę ( ma usuniętą cześć mózgu)- wiec kolejny kredyt, kupno maleńkiego, starego domku i to była już równia pochyła. pracował tylko mąż, mama ze śmieszną emeryturą która pozwala na pokrycie kosztów rehabilitacji i leków i dwójka dzieci.żeby nieszczęść było mało zachorowałam na raka piersi - co pochłonęło kolejne pieniądze a i tak pojawiły się kolejne przerzuty. koniec końcem jeszcze w zeszłym roku próbowałam coś temu zaradzić otworzyłam firmę i myślałam że jakoś odetchniemy, wszyscy z zaangażowaniem walczyliśmy o każde zlecenie. dzisiaj 14 grudnia tydzień przed świętami nie mamy już nawet na chleb. dzwonią tylko do nas banki i grożą, ale nikt nie chce z nami rozmawiać jak z ludźmi. na dziś ratowałby nas tylko kredyt konsolidacyjny na całość zadłużenia pod hipotekę ale nie znaleźliśmy banku który by chciał z nami rozmawiać - więc pozostanie nam już tylko sucha gałąź albo życie pod mostem bez dzieci
>
Jestem w bardzo trudnej sytuacji finansowej,nie jestem w stanie sobie sama poradzić z moimi problemami.Mam ogromną prośbę do wszystkich ludzi dobrej woli-jeżeli możecie i nie będzie to dla was problemem to poratujcie nas choćby najmniejszą kwotą.Z góry dziękuję z całego serca.Nr konta
> 54116022020000000080319615