CLINT EASTWOOD: "JESTEM PRZECIWKO POKOLENIU CIOT!" - HYdE PaRK

  
Strona 3 z 3    [ Posty: 23 ]

Napisano: 11 sie 2016, 13:49

Jak widać pan Eastwood też nie jest zadowolony z faktu, że w dzisiejszych czasach ludzie obrażają się o cokolwiek i zbyt duża poprawność polityczna zaczyna denerwować większą część społeczeństwa
Tremitrik


Napisano: 11 sie 2016, 15:41

My, urodzeni w latach 60-70-80 tych, wszyscy byliśmy wychowywani przez rodziców patologicznych.
Na szczęście nasi starzy nie wiedzieli, że są patologicznymi rodzicami. My nie wiedzieliśmy, że jesteśmy patologicznymi dziećmi. W tej słodkiej niewiedzy przyszło nam spędzić nasz wiek dziecięcy. Wszyscy należeliśmy do bandy osiedlowej i mogliśmy bawić się na licznych budowach. Gdy w stopę wbił się gwóźdź, matka go wyciągnęła i odkażała ranę fioletem. Następnego dnia znowu szliśmy się bawić na budowę. Matka nie drżała ze strachu, że się pozabijamy. Nie chodziliśmy do prywatnego przedszkola. Rodzice nie martwili się, że będziemy opóźnieni w rozwoju.
Nikt nie latał za nami z czapką, szalikiem i nie sprawdzał czy się spociliśmy. Z chorobami sezonowymi walczyła babcia. Do walki z grypą służył czosnek, miód, spirytus i pierzyna. Dzięki temu nie stwierdzano u nas zapalenia płuc czy anginy. Zresztą lekarz u nas nie bywał, zatem nie miał szans nic stwierdzić. Stwierdzała zawsze babcia. Dodam, że nikt nie wsadził babci do wariatkowa za smarowanie dzieci spirytusem. Do lasu szliśmy, gdy mieliśmy na to ochotę. Jedliśmy jagody, na które wcześniej nasikały lisy i sarny. Mama nie bała się ze zje nas wilk, zarazimy się wścieklizną albo zginiemy. Skoro zaś tam doszliśmy, to i wrócimy.
Latem jeździliśmy rowerami nad rzekę, nie pilnowali nas dorośli. Nikt nie utonął.
Zimą któryś ojciec urządzał nam kulig starym fiatem, zawsze przyspieszał na zakrętach. Czasami sanki zahaczyły o drzewo lub płot. Wtedy spadaliśmy. Nikt nie płakał, chociaż wszyscy trochę się baliśmy. Dorośli nie wiedzieli, do czego służą kaski i ochraniacze. Siniaki i zadrapania były normalnym zjawiskiem. Szkolny pedagog nie wysyłał nas z tego powodu do psychologa rodzinnego.
W sobotę wieczorem zostawaliśmy sami w domu, rodzice szli do kina. Nie potrzebowano opiekunki. Po całym dniu spędzonym na dworze i tak szliśmy grzecznie spać. Pies łaził z nami – bez smyczy i kagańca. Srał gdzie chciał, nikt nie zwracał nam uwagi. Raz uwiązaliśmy psa na sznurku i poszliśmy z nim na spacer, udając szanowne państwo z pudelkiem. Ojciec powiązał nas później na sznurkach i też wyprowadził na spacer. Zwróciliśmy wolność psu, na zawsze. Mogliśmy dotykać inne zwierzęta. Nikt nie wiedział, co to są choroby odzwierzęce.
Sikaliśmy na dworze. Zimą trzeba było sikać tyłem do wiatru, żeby się nie obsikać lub „tam” nie zaziębić. Każdy dzieciak to wiedział. Oczywiście nikt nie mył po tej czynności rąk. Stara sąsiadka, którą nazywaliśmy wiedźmą, goniła nas z laską. Ciągle chodziła na nas skarżyć. Rodzice nadal kazali się jej kłaniać, mówić Dzień Dobry i nosić za nią zakupy. Wszystkim starym wiedźmom musieliśmy mówić Dzień Dobry. A każdy dorosły miał prawo na nas to Dzień Dobry wymusić. Dziadek pozwalał nam zaciągnąć się swoją fajką. Potem się głośno śmiał, gdy powykrzywiały się nam gęby.
Skakaliśmy z balkonu na odległość.
Dziś jesteśmy o wiele bardziej ucywilizowani. My, dzieci z naszego podwórka, kochamy rodziców za to, że wtedy jeszcze nie wiedzieli jak nas należy „dobrze” wychować. To dzięki nim spędziliśmy dzieciństwo bez ADHD, bakterii, psychologów, znudzonych opiekunek, żłobków, zamkniętych placów zabaw.
A nam się wydawało, że wszystkiego nam zabraniają!"
Gość

Napisano: 11 sie 2016, 15:58

Kapitalny tekst, cała prawda... :) wróciły wspomnienia. Ja też byłam patologiczna i moi rodzice także.
Ja na sankach tak się woziłam, cały Boży dzień, że spodnie mi zamarzły u dołu, nie mogłam chodzić ale do domu nie przyszłam na obiad jak mnie wołali, głodna poszłam do domu mojej koleżanki i się objadłam. Zachorowałam, leczona domowymi sposobami,jeszcze nie doszłam do siebie a na drugi znowu uciekłam..Zapaliłam papierosa ( gdzie) na sianie- tam się schowałam przed rodzicami, taki miałam pomysł- żeby mnie nie znaleźli, zakręciło mi się w głowie i zasnęłam, na szczęście nic się nie stało..Kuratora nie miałam za niewydolność op- wychowawczą rodziców. A przepisy ruchu drogowego? jaka Policja... motorem jeździłam tak, że kierowcy autobusów przychodzili się skarżyć do moich rodziców - dostałam lanie i Niebieskiej Karty nikt im nie założył..Biłam chłopaków, tak, że mama cały czas przyszywała rączki do koszyka..bo były urwane,żadnego znęcania nikt mi nie zarzucił, żadnej przemocy rówieśniczej, ludzie - to było dzieciństwo. Super..
Anioł



  
Strona 3 z 3    [ Posty: 23 ]
NIE PRZEGAP WAŻNYCH INFORMACJI! POLUB NASZ PROFIL NA FACEBOOKU
[ ZAMKNIJ ]
Usuń ciasteczka witryny
 
x

 

x