Mam pytanie do doświadczonych w tej branży czy udało się Wam podtrzymać kontakt z usamodzielnionym wychowankiem przez lata? Bo ja mam wrażenie, że jest to możliwe dopóki czują korzyść. Brzmi to okropnie, ale człowiek serce wkłada, kradnie czas swoim dzieciom, pomaga tym, a oni później się z tego tylko śmieją. Jakie jest Wasze doświadczenie. Jak sobie z tym radzić, żeby nie czuć później takiej pustki, rozczarowania?
~Ilona ja nie wiem o czym ty piszesz. Co ty robisz jako opiekun usamodzielnienia? \"ale człowiek serce wkłada, kradnie czas swoim dzieciom, pomaga tym, a oni później się z tego tylko śmieją\" o czym konkretnie piszesz?
ona nie pisze o obowiązku a o żalu wynikającym z tego, że byli wychowankowie nie utrzymują z nimi kontaktu, przykro jej jest. Co Ty masz z tym słabym czasem rozumieniem ludzi piszących.
aaaaaa. o tym pisze. No to faktycznie nie zrozumiałem. No to jeśli o to chodzi to myślę że to ja jestem dla nich a nie oni dla mnie. Poto ja jestem dla nich by dorastali i wyfrunęli. Jak mają problem z wyfrunięciem to się martwię. Jak przestają potrzebować to się cieszę i jestem dumny. Uwielbiam spotykać ludzi z którymi miałem okazję pracować po dłuższym czasie niewidzenia - takie przypadkowe spotkania na ulicy - kilka zdań. Uwielbiam słyszeć \"a na nic nie mam czasu tu trzeba robić tu dorabiać dziecko w drodze, znajomych nawet nie widuje... \" to najlepsze narzekanie Ci co potrzebują się spotykać zazwyczaj właśnie nie umieją sobie poukładać.
nie pracuje w całodobowej placówce ale zawsze słusznie lub nie powtarzam, że w tym zawodzie 1 czego trzeba się nauczyć to nie liczyć na wdzięczność... jest łatwiej