No właśnie. Przepis niby mówi, że do prac użytecznych nie jest wymagany lekarz. Kierujemy wg rozsądku. Ale tak naprawdę to jest nielogiczne, bo ostatnio mieliśmy wtopę. Facet zemdlał na użytecznych, wezwali pogotowie i tam lekarz stwierdził, ze facetowi nie wolno robić tego, co na tych użytecznych. Facet chciał narobić bałaganu, ale ostateczne rozstrzygniecie przez nasz ośrodek był taki, ze sam wiedział, ze nie wolno mu tego czy owego a podpisał zgodę na użyteczne, więc ogólnie spór przegrał. Co sadzicie o tej sytuacji?
To jest takie specyficzne niewolnictwo w Polsce. Prace społecznie użyteczne nie są stosunkiem pracy, więc nie są też wymagane badania wstępne. Z drugiej strony, gdy osoba, wytypowana do prac, odmówi ich podjęcia, ponosi dotkliwe konsekwencje. Rozsądnie byłoby skierować jednak kandydata na badania np. przez Urząd Miasta albo urząd pracy. Skąd ludzie mogą wiedzieć, czy są zdolni do wykonywania wskazanej, konkretnej pracy? Może się okazać, że dopiero podczas jej wykonywania wyjdą problemy, np. nadciśnieniowiec dostanie udaru - i co wtedy? Wiedział i podpisał, czy też nie był świadomy zagrożenia i w dodatku czuł się zastraszony utratą statusu podopiecznego OPS i dlatego podpisał?