Lech Wałęsa to Bolek, kapuś który donosił na swoich kolegów i koleżanki służbie bezpieczeństwa. Od dzisiaj można to oficjalnie mówić i nie trzeba się bać procesu z Bolkiem. Tym samym unieważniony został glejt, który wystawił Wałęsie Kieres na żądanie esbecji, że ten niby nie współpracował z esbecją. Dzięki temu glejtowi Bolek mógł ciągać po sądach zasłużonych i prawych opozycjonistów i wygrywać z nimi za pomocą usłużnych sądów.
Parafrazując słowa Joanny Szczepkowskiej można powiedzieć "Proszę państwa, w roku 2017 skończył się mit Wałęsy i tym samym skończył się na dobre komunizm".
Jestem w szoku! Ten szok spowodowany jest postawą, jaką reprezentują ludzie prawicy w obliczu udowodnienia Lechowi Wałęsie, że był tajnym współpracownikiem komunistycznych służb. To znaczy donosił służbom na robotników.
Otóż ci ludzie, jakby przestraszyli się raptem prawdy, że Wałęsa to Bolek i mówią tak: to prawda, że Wałęsa był kapusiem służb w latach 1970-1974 ale później to on był bohaterem Solidarności i ma wielkie zasługi. Zasługi to on z całą pewnością ma tylko wobec kogo? Proszę państwa, kłamstwem jest, że Lech Wałęsa zakończył współpracę ze służbami w latach 1970-1974. Co tym świadczy? Świadczą o tym słowa śp. Anny Walentynowicz, która mówiła o tym otwarcie, że Wałęsa był kapusiem i chodził na pasku służb. Mówiła, że Wałęsa w roku 1980 został przywieziony na strajk motorówką marynarki wojennej. Anna Walentynowicz była opluwana i ośmieszana, nawet próbowano ją otruć ale to ona dzisiaj triumfuje zza grobu.
Drugim dowodem na współpracę Wałęsy ze służbami po wymienionym wyżej okresie jest zawarcie układu z komunistami w Magdalence.
Trzecim, bezspornym dowodem jest zamach na rząd Jana Olszewskiego w 1992 roku. Przypomnę tylko, że w pierwszej chwili, gdy pojawiła się tzw. Lista Macierewicza, Wałęsa przyznaje się do współpracy, co natychmiast publikuje PAP. I to był ten moment, w którym Wałęsa raz na zawsze mógł uratować swoją legendę, bo gdyby wtedy stanął w prawdzie ludzie ze służb komunistycznych straciliby na niego bezpowrotnie wpływ a rząd Jana Olszewskiego przeprowadziłby lustrację i nasza rzeczywistość mogłaby wyglądać zupełnie inaczej. Niestety, Wałęsa najprawdopodobniej pod wpływem szantażu tychże funkcjonariuszy bezpieki wycofuje swoje przyznanie się do winy, zaczyna kłamać i niszczy rząd Jana Olszewskiego. W latach siedemdziesiątych Wałęsa brał pieniądze za donoszenie na robotników. W roku 1992 prawdopodobnie bezpieka nie musiała już mu płacić żadnych pieniędzy. Wystarczający był szantaż, że legenda Wałęsy zostanie zniszczona i społeczeństwo dowie się dlaczego Lech Wałęsa, niby największy wróg PRL, internowany był w luksusowym ośrodku wczasowym w Arłamowie, gdzie mogła odwiedzać go żona z dziećmi, mógł pić alkohol bez ograniczeń, polował z Kiszczakiem, gdy szeregowi opozycjoniści zamykani byli w więzieniach z kryminalistami. Przestraszył się, że ludzie dowiedzą się, jak to można wygrywać na zawołanie w totolotka.
Na stronie prof. Jacka Bartyzela pojawiło się najlepsze chyba podsumowanie sprawy Bolka:
„Z ociąganiem i niechęcią, oraz ze szczerym postanowieniem, że już ostatni raz w życiu, odnoszę się do „affaire Bolek”. Co do meritum, to oczywiście żadna rewelacja, bo kto chciał wiedzieć, wiedział wszystko już od dawna, a tylko delikt nie do zakwestionowania przez nikogo, kto nie chce oszukiwać samego siebie, oraz drobne poczucie satysfakcji dla tych, którzy spełniali pierwszą powinność historyka, a którzy i tak będą nadal opluwani. Byłoby najlepiej gdybyśmy o tym człowieku nie musieli już nigdy słyszeć – albo przynajmniej nie musieli słuchać jego bełkotliwych elukubracji – co jest niestety niemożliwe, bo w niepojęty dla nas sposób spodobało się Bożej Opatrzności uczynić tego prostaka, imbecyla i kabotyna ikoną „bohatera historii”. Tak, Bożej Opatrzności, albowiem bez niej nawet najlichszy wróbel nie spadnie na ziemię. Kiedyś, nie tu, to Tam, dowiemy się dlaczego, a teraz o naszym „Kapitanie Nucie” już dość.
Trzeba natomiast odnieść się do tego, co napawa jeszcze większym obrzydzeniem, czyli do piruetów jego obrońców. Jeśli pominąć zwyczajnych idiotów, bo ich istnienia nie można wszak wykluczyć, to jest wyłącznie interes własny. Nie tylko prawda, ale i sam Wałęsa nic ich nie obchodzi. Oni Wałęsą pogardzali już wtedy, kiedy większość ludzi miała go za bohatera – wystarczy przypomnieć co jeden z tych „generałów” mówił już w 1980 roku o „sierżancie w okopach”. Oni bronią siebie, a nie jego, swojej fałszywej legendy, dla której on jest im potrzebny jako spinka, bez której wszystko się rozsypuje. Zwłaszcza Michnikowe „odpieprzcie się od Wałęsy” stawia tu kropkę nad i; znaczy to po prostu: odpieprzcie się od „świętego” Kuronia, Geremka, Mazowieckiego e tutti quanti bożków okrągłostowych, których pomniki macie okadzać po wieczne czasy, a nie bezczelnie zaglądać za kulisy historii i pytać jak było naprawdę.”
Prof. Jacek Bartyzel
cuiusvis hominis est errare, nullius nisi insipientis in errore perseverare