Faraonowi Ramzesowi III, który zginął w wyniku spisku haremowego, poderżnięto gardło - stwierdzili eksperci medycyny sądowej i paleopatologii, przez rok badający mumię faraona. Tomografia komputerowa jego mumii pokazała w trzech wymiarach przecięcie tchawicy i głównych arterii. Rana sięgała niemal do kręgosłupa.
Dzibar zwraca uwagę na to, że istnieją już, a w przyszłości istnieć będą jeszcze lepsze narzędzia pozwalające odkrywać tajemnice przeszłości.
tak szybko odszedł ten Ramzes... calkiem na temat i oczywiście plus takie oto cenne myśli:
08:32
Re: Tak szybko odchodzą...
wysłane przez dzibar dnia 2012-12-19 08:32:51
dzibar
staly bywalec
postów: 11527
następne \"samobójstwa\" będzie jeszcze łatwiej tłumaczyć zwłaszcza poprzez GW i przy coraz bardziej starannym śledztwie jeżeli PO zostanie u władzy
--
Dzidka
========
no prosze każde następne samobójstwo, bez znaczenia kogo, to i tak będzie wina Tuska, nawet jeśli ktoś okaże się prywatnie zdrajcą, klamcą lub chorym psychicznie
wymyj sobie uszy ucho, ciekawe dlaczego morderstwa w USA nie są winą Obamy? jak sadzisz? ja wiem - nie ma ttam ludzi chorych na teorie spiskowe i chcących obalić demokratycznie wybrany rząd, którego nie uznają
a lepper nie żyje z winy yarkacza bo to on nakręcił spiralę przeciwko ŚP. razem z podnóżkiem yarkacza ministrem sprawiedliwości i prokuratorem generalnym zero ziobro - ale to także wina tuska co jest oczywistą oczywistością i nikt nam nie wmówi, że białe jest białe, a czarne jest czarne
"Andrzej Kopiczyński nie żyje. "Aktorem jest się po to, żeby grać wszystko"
Andrzej Kopiczyński, aktor najbardziej znany z serialu "Czterdziestolatek", zmarł dziś w Warszawie. Miał 82 lata.
Andrzej Kopiczyński niejednokrotnie mówił w wywiadach o przekleństwie serialu, z którego był najbardziej znany
Sukces na luzie
Serial był jak na swoje czasy bardzo odważny, naśmiewał się z absurdów peerelowskiej rzeczywistości, choć nie tak mocno jak na przykład filmy Stanisława Barei. Kreował także mody, począwszy od fryzur, poprzez stroje i makijaż, na… łuku Karwowskiego kończąc, półokrągłym łuku w otworze drzwiowym, który w latach 70. stał się popularnym elementem wystroju polskich mieszkań. Wszystko przez Karwowskich.
Ciężkie to były czasy
Andrzej Kopiczyński urodził się 15 kwietnia 1934 roku w Międzyrzecu Podlaskim. Jego ojciec, Konstanty pochodził z Wilna i pracował na poczcie, mama Helena zajmowała się wychowywaniem dzieci - także siostry Krysi i brata Leszka.
Krótko po przyjściu Andrzeja na świat wszyscy przenieśli się do Augustowa, gdzie mieszkała rodzina ojca (miał siedmioro rodzeństwa). Tam do 1939 roku chłopiec wiódł dość sielankowe życie. Po zakończeniu wojny nastąpiła kolejna przeprowadzka, do Wrocławia, do mieszkania przy ogrodzie botanicznym, na ul. Sienkiewicza.
Słoiki i głód
Do czasów wojny pan Andrzej raczej nie wraca, a i powojennego dzieciństwa we Wrocławiu nie wspomina za dobrze. - Pamiętam głód - mówił trzy lata temu w wywiadzie dla "Dziennika Łódzkiego". - Pamiętam, jak starałem się za wszelką cenę pomóc rodzicom: zdobyć jedzenie, pieniądze.
Nastoletni Kopiczyński uciekał się do mało chwalebnych czynów - okradał poniemieckie mieszkania, z których wiele było zaplombowanych. - Dla mnie, i dla moich kolegów, to nie był problem. Wszyscy kradliśmy ołowiane rury z mieszkań, bo ołów bardzo dobrze "szedł". Chodziliśmy sprzedawać nasze łupy na "szaber plac" na placu Grunwaldzkim. Jak skończyły się ołowiane rury, to handlowałem słoikami, wekami. Schodziły jak świeże bułeczki. Zarabiałem swoje pierwsze pieniądze, które oddawałem rodzicom.
Obrotność dyktowana żołądkiem
Głód minął, gdy Halina Kopiczyńska dostała pracę u hrabiego Wojciecha Dzieduszyckiego - On prowadził młyn i mama zawsze przynosiła coś do jedzenia - wspominał.
Wracając jeszcze do czasów dzieciństwa, nie ukrywa, że był bardzo słabego zdrowia, właśnie przez to niedożywienie.
- Żeby nabrać trochę kilogramów, chodziłem po świetlicach wrocławskich domów dziecka. Gdy w jednym najedliśmy się zupy, biegliśmy z kolegami do następnego. Wtedy czułem, że jestem najedzony. Byłem bardzo obrotny.
"Ja też tak chcę!"
Na szkołę średnią wybrał technikum elektryczne, które, jak pisze w swojej książce Gucewicz, "okazało się wyspą na teatralnym morzu tamtej okolicy".
Tamte czasy tak wspominał w rozmowie z "Gazetą Wrocławską". Technikum działało w pobliżu opery. I codziennie, przechodząc koło opery w drodze do szkoły, stawałem przed szybą kawiarenki, w której siedzieli aktorzy, śpiewacy. To był inny świat: byli świetnie ubrani, uśmiechali się, popijali wódeczkę, kawkę. Powiedziałem wtedy sobie: "Ja też tak chcę!". I dowiedziałem się, że w podwórzu mojej szkoły działa Liga Kobiet, która prowadzi amatorski teatrzyk. Tak mnie to aktorstwo wciągnęło, że na każdej przerwie zjeżdżałem po rynnie ze swojej klasy do tych pań z Ligi."