Mistrzowie uczyli mnie wielkiej ostrożności w stawianiu się na miejscu klienta i wczuwaniu się w jego/jej położenie. Rzeczywiście odradzali takie podejście. Ja w sytuacji X postąpiłabym tak, a ktoś inny może inaczej. Niechcący możemy ulegać mistrzowskiej manipulacji, a także odgrzewać stare kotlety., tzn stare nieprzepracowane urazy własne, a następnie sugerować rozwiązanie. A jak będziemy bardzo współczuć to możemy nawet razem płakać.
Preferuję określenie potrzeby klienta i dobranie odpowiedniej metody. Tak prowadzę rozmowę, aby klient sam podejmował decyzje, wtedy jest szansa, że będzie za nie odpowiedzialny. Wszelkie porady, gotowce obniżają aktywność klienta, a także jego zdolność do wzięcia odpowiedzialności. Takie podejście wcale nie oznacza, obojętności czy chłodu emocjonalnego. Takie podejście gwarantuje, w moim przypadku, skuteczność i co równie ważne, chroni mnie przed wypaleniem.