A ja wożę. W moich środowiskach w niektórych wypadkach jest to problem. Gdy umawiam na wizytę w ośrodku uzależnień, mam pewność, że klient dojedzie, po spotkaniu mamy czas na przegadanie sytuacji. Mam teren wiejski i przemieszczanie się sprawia sporo kłopotu. Nie widzę w tym nic złego, wręcz przeciwnie. Jeżdżę z klientami do sądu, do poradni p-p z dziećmi, towarzyszę. I widzę efekty.. Uzależnieni uczestniczą w terapii, wystarcza im kasy na autobus, matka nie ma wykrętu, że dziecko nie ma jak dojechać na badanie. Ja nie wyręczam tylko towarzyszę i uczę poruszania się w świecie.
Nie chcę Cię pouczać kingulinku, ale uważaj z tym dowożeniem, jaką odpowiedzialność na siebie bierzesz.
Ja też pracuje na wsi i wychodze z założenia, że jeśli ktoś przyzwyczaił sie do sytuacji, że musi dojechać rowerem trzy kilometry do przystanku autobusowego to nie jest to żadne wytłumaczenie tego, że nie chodzi do terapeuty czy psychologa. To jest jedynie kwestia chęci.
Też towarzysze w wizytach w sądzie, ale umawiamy się na miejscu. Nie dowoże własnym autem bo to moim zdaniem jest wyręczanie (musza nauczyć sami załatwiać sobie dojazd bo jak ja przestanę pracować z tą rodziną to oni przestaną jeździć do terapeuty bo przecież nie ma kto zawieźć), a po drugie nie wezmę na siebie odpowiedzialności za nich, bo w razie wypadku (nawet nie z mojej winy) i tak by mnie pociągnęli do odpowiedzialności.