Bezpieczeństwo asystenta rodziny - Przemoc w rodzinie, Asystent Rodziny

  
Strona 1 z 2    [ Posty: 18 ]

Napisano: 14 sty 2015, 19:22

Witam, coraz częściej zastanawiam się nad bezpieczeństwem asystenta rodziny. Z doświadczenia wiem, że asystent zastaje różne sytuacje i musi podejmować różne decyzje ( czasami sprzeczne z oczekiwaniami rodziny). Nie wiem jak inni asystenci ale ja mam kilka rodzin patologicznych, środowiska kryminogenne, wieloletnich alkoholików- co za tym idzie wysoki poziom agresji. Nie zauważyłam żeby ktoś mówił o zagrożeniach bezpośrednich jakie niesie zawód- a jest ich wiele . Wobec tego pytanie do innych asystentów- jak dbacie o swoje bezpieczeństwo? czy przełożeni w jakiś sposób zwracają uwagę na zagrożenia ?
Jeszcze jedna kwestia - myślę, że asystentura rodzinna ze względu na warunki pracy( wysoki poziom stresu, patogenów, agresji, Krzykosy zawodowe, wielozadaniowość) powinna być uznana za pracę w warunkach szkodliwych.
Jakie są Wasze spostrzeżenia ?( osoby, które pracują już w zawodzie ).
Majka2


Napisano: 14 sty 2015, 20:07

Prawda jest niestety taka, że dopóki któremuś z asystentów coś się nie stanie to ani Ministerstwo ani MOPSy nie powiedzą głośno, że pracujemy w warunkach skrajnie niebezpiecznych. A przecież wszyscy o tym wiedzą.
Taki pracownik socjalny wychodzi w teren jak często? raz na tydzień, dwa tygodnie. W terenie raczej nic mu sie nie stanie bo jedzie zrobić wywiad żeby przyznać zasiłek więc po prostu nie opłaca się mu zrobić krzywdy. A poza tym to on jest przepustką do kasy.
Taki kurator, no to już Sąd. Wyższa szkoła jazdy. Ludzie mu raczej nie podskakują bo jeszcze za kratki wsadzi albo co gorszego.
A taki asystent rodziny, "opiekunka", " niańka", "nauczycielka", "a jakaś tam obca baba co się po domu kręci". Kim ona jest? Ani nie decyduje o kasie, ani z sądu nie jest...
Tylko z drugiej strony charakter naszej pracy jest nieco inny. Pomagamy w różnych sytuacjach i z czasem ludzie to widzą, przyzwyczają sie, polubią. Ale gdyby zaistniała sytuacje realnie zagrażająca naszemu życiu to tak na dobra sprawę, będąc u kogoś w domu jesteśmy zdani na jego łaskę. Bo większośc z nas pracyje bez szkolenia doskonalącego, że o podstawach samoobrony nie wspomnę.
Ostatnio facet podpalił mops, zginęły dwie kobiety i nagle wielkie bum bo pracownicy socjalni pracują w niebezpiecznych warunkach, ale nikt nie pomyślał o asystentach rodziny. My nie jestesmy pracownikami socjalnymi więc się nie liczymy, a praktycznie codzinnie jesteśmy u rodzin gdzie wystepuje problem alkoholowy albo przemoc domowa.
Jesli chodzi o mnie to, gdy wchodzę do domu, gdzie rodzice sa pijani to najpierw zabezpieczam dzieci (daje pod opiekę dziadkom albo innej rodzinie) i dzwonię na policję żeby zebrała klientów. Nie jeżdżę na interwencje, gdy rodzina dzwoni że ktos jest pijany i robi awantury tylko każę wtedy wzywac polcję. Nie przebywam w domu, gdzie jest tylko ojciec i dzieci lub tylko ojciec. Nigdy nie stoję do zadnego z członków rodziny plecami. Nie pije herbaty, kawy u nich. I może to się wydać głupie, ale zawsze mam ze sobą teczkę z podręcznymi dokumentami (karta pracy z rodziną, karta czasu pracy itp.). Zawsze lepiej obronić się teczką niż stać z pustymi rękoma.
Może brzmi to paranoicznie i może wydawać się, ze się ich boje, ale tak nie jest. Po prostu na samym poczatku pracy uświadomiłam sobie, że sa powodu, dla których przydzielono tym rodzinom asystenta, ważne powody. Ja im po prostu nie ufam. Bo większość z nich i tak mnie okłamuje i wiem to na pewno.
Teegan
Praktykant
Posty: 40
Od: 23 cze 2014, 13:01
Zajmuję się:

Napisano: 15 sty 2015, 12:24

Dzwoniąc do socjalnego , informując że sprawa jest pilna.................po-czym słyszę że nic ci nie poradzę , zadzwoń jutro :lol:
Gość

Napisano: 16 sty 2015, 10:13

Pracowałam z rodziną, w której wszyscy dorośli członkowie rodziny (rodzice i dwóch dorosłych synów) byli uzależnieni i faktycznie, tam nigdy nie wiedziałam, co akurat zastanę. I po prostu... nie jeździłam wieczorami, telefon zawsze blisko kieszeni, ktoś zawsze wiedział, gdzie w tych godzinach jestem; kiedy udzieliła mi się lekka paranoja, prosiłam kogoś, by dzwonił do mnie w tych godzinach a jesli bym nie odebrała, interweniował :lol: Proszę, mozna się śmiać :lol:
Swoją drogą, nie udźwignęłam problemów tej rodziny, rodzice zero chęci i motywacji do zmiany, dziecko (nastoletnie) w pieczy u babci...
Ponieważ nasza praca jest typowo terenowa i mocno rozpięta w czasie, instytucja jako taka ma niewielki wpływ na nasze bezpieczeństwo. Jedyna mozliwość (i jakże potrzebna) moim zdaniem to szkolenia w zakresie samoobrony, panowania nad stresem, technik mediacji.
U mnie tego wszystkiego nie ma, staram się więc zabezpieczać na własna rękę ale tylko w ten sposób, że: ktoś zawsze wie, gdzie jestem i mam łatwo dostępny telefon w kieszeni. Zrobiłam też kurs samoobrony na własną rękę (chć fakt, trafił się nieodpłatny). wielu rzeczy, niestety, uczę się z książek. To wszystko z myślą jednak o sytuacji, kiedy mogę zastać klienta pod wpływem alkoholu i agresywnego. Pracuję z klientem, który nadużywa alkoholu, ma zaburzenia nastroju i bywa agresywny na trzeźwo, odsiedział wyrok za pobicie ale nauczyłam się z nim rozmawiać i spotkania odbywają się czasem gdy nikogo nie ma w domu, choć fakt, kiedy jest ciepło mówię "może usiądziemy przed domem, taka ładna pogoda" ;) Nawiązując do wypowiedzi Teegan - ja jednak idę na żywioł. Być może uznacie, że nie jest to odpowiedzialne czy profesjonalne ale uważam, że podejście "nie stoję nigdy do klienta plecami i nie piję kawy ani herbaty u nich" to patologia w zakresie asystentury. Trudno zbudować na tym relację opartą na współpracy. Nie wyobrażam sobie, że idę na spotkanie z rodziną, otwiera mi owy "zaburzony" ojciec, mówiąc, że żona musiała wyjść bo coś tam a ja mówię "to przyjdę innym razem". Nie mogę jednocześnie przekonywać do wartości pracy nad sobą, możliwości korygowania zaburzeń, okazywać wiary w zasoby i możliwości człowieka a jednocześnie okazywać obawę przed przebywaniem z nim w jednym pomieszczeniu... Ja myślę, że ta praca wymaga podjęcia takiego ryzyka. Często jestesmy pierwszymi ludźmi, którzy dostrzegają w kliencie kogoś więcej niż kryminalistę i alkoholika... Jedna babeczka po roku pracy nagle, po raz pierwszy, zaproponowała mi kawę, mówiąc: "bo wie pani, ja właściwie zazwyczaj piję o tej porze ( :mrgreen: ), i tak się zbierałam, żeby pani zaproponować ale nie chciałm, żeby pani pomyslała, chcę panią przekupić, czy coś w tym rodzaju... ale może dzisiaj napiłaby sie pani ze mną? No jasne, że mogła chciec mnie otruć, gdybym nie wypiła, nie dowiedziała bym się nigdy ;)
Teegan, jeśli pracujesz rzeczywiście w tak trudnych srodowiskach, teczką możesz sobie raczej pomachać. Może lepiej kup sobie gaz. Już sama nie wiem, czy piszę to na serio...
Lisbeth

Napisano: 16 sty 2015, 10:36

Nie wiem czy asystentura to praca warunki pracy w asystenturze moznaby uznać za szkodliwe, moim zdaniem jednak to po prostu wysoki poziom stresu. Szkodzić może każde środowisko, w którym nie wiemy jak się obracać, nie znamy (mamy) procedur postepowania w kreślonych przypadkach, sytuacjach. Dlatego też załozyłam temat interwencji kryzysowej, który obejmuje różne, nieprzewidziane sytuacje.

Ale tu o naszym bezpieczeństwie... Mieliście już sytuację, gdy ktoś w jakiś sposób był wobec Was agresywny, czy wykazywał inna niepokojącą postawę? Jak sobie poradziliście? Bo ja Wam powiem szczerze, że nie miałam jescze sytuacji, w której musiałabym się bronić...
Lisbeth

Napisano: 16 sty 2015, 13:18

I o to właśnie chodzi. Nie miałąś żadnej sytuacji, w której ktoś był agresywny wobec Ciebie i pewni dlatego podchodzisz do pracy z ludźmi z taką ufnością. Ja już miałam kilka takich sytuacji i pewnie ci asystenci wobec, których rodziny sa agresywne (słownie lub fizycznie) wiedzą o czym mówię. Prca z osobami uzaleznionymi od alkoholu, agresywnymi czy chorymi psychicznie jest niebezpiecznie i nie zmieni tego fakt, że wypijemy sonbie razem kawę i ładnie porozmawiamy. Na drugi dzień taka osoba może Cię złapać za włosy i próbowac zrobić Ci krzywdę. Ja wcale nie tweirdzę, że zwracam się do moich rodzin jak urzędnik. Owszem usiądzieny na dworze, porozmawiamy o najprostrzych rzeczach, pooglądam z dziećmi książkę, czy pomogę zrobić angielski, ale we wszystkim jest granica zaufania.

Miałam klintów, gdzie oboje pili i to mocno, zabrano im dziecko. Żona nie dała się namówic na leczenie odwykowe, mąż jeździł na spotkania. Pewnego dnia, ona jak zwykle pijana, agresywna słownie (nie na mnei, ale na wszystko inne) opowiada jak to tęsknni za córką. Wraca mąż z terapii (agresywny nawet po trzeźwemu). Jak zwykle w domu bałagan, brudno, ledwo obiad zrobiony. Wkurzył się, zaczął wyzywac na nią, a ta na dodatek zaczęła go prowokować w mojej obecności bo wiedziała, że jeśli udezry ją to wezwę policję i go wsadzą. Do tego po jego zachowaniu wnioskowałam, że ja też bym dostała chocby dlatego, że byłam pod ręką.
Zaczęłam go uspokajać, zmieniłam temat, pomarudziliśmy oboje na rząd, urzędy i że wszędzie daleko z tej miejscowości. Powiedziałam co radzę robić aby odzyskać córkę. Uspokoił się i poszedł zjeść obiad.

I to było nic. Ale uwierz mi Lisbeth, że kiedy siedzisz w domu naprzeciwko sprawcy przemocy psychicznej, fizycznej i ekonomicznej, który nie pije, ale jest chory psychicznie i się nie chce leczyć bo mu to niepotrzebne i wiesz, że jego piękny, szeroki uśmiech i miłe zachowanie wobec ciebie to tylko gra pozorów, bo gdy wyjdziesz najprawdopodobniej przyłoży swojej partnerce nóż do gardła, to w momencie odechce ci się tej ładnie proponowanej kawy i przestaniesz myśleć o tym jak MU pomóc, a zaczniesz kombinować jak mu udowodnić, ze stosuje przemoc i odizolować go od rodziny.
Teegan
Praktykant
Posty: 40
Od: 23 cze 2014, 13:01
Zajmuję się:

Napisano: 16 sty 2015, 13:31

eh... jak ja Was doskonale rozumiem :x

moje sytuacje niebezpieczne np. facet pije, przemoc psychiczna i fizyczna wobec rodziny, przyjeżdzam on sam w domu pijany jak moskit w upale, w domu 3 letni synek i córka lat 17. facet poszczuł mnie psem (wielkie bydle , pyskiem sięga mi do pasa, wilczur), dziewczyna zamknęła psa, wchodzę, prowadzę działania zmierzające do zabez[ieczenia dzieci a facet: uważaj bo już tu nie będziesz, nie będzie cię ty ku.....

albo pytanie faceta trzymającego siekierę w ręce, niby rąbie drzewo: a nie boi się pani że coś pani zrobię, kto będzie wiedział...

asystent rodziny jest zdany sam na siebie, nie ma bezpieczęństwa zapewnionego w ogóle!!! jeżeli jesteśmy rozsądni to jakoś sobie poradzimy, jeżeli nie będziemy mieć do tego szczęścia to po nas
muffinek84

Napisano: 16 sty 2015, 16:09

Dzięki za wyrażenie opinii. Myślę sobie tak...powinnyśmy głośno mówić, pisać o zagrożenie płynących z wykonywania tego zawodu.Czasami słyszę: jaką pani ma fajną pracę, wtedy mówię: może nie fajną ale satysfakcjonującą. W sytuacji zagrożenia staram się przede wszystkim zachować " zimną krew" ale pomimo doświadczenia w pracy z ludźmi miałam kilka sytuacji niebezpiecznych.
Obecnie opracowuje się procedury ochrony pracowników socjalnych ( po tragediach) a kiedy wcześniej temat był poruszany wszyscy milczeli.
Myślę, że powinny być opracowane ogólne procedury bezpieczeństwa asystenta rodziny: np.: do rodzin gdzie czuje się zagrożony nie wchodzi sam, diady asystenckie -tam, gdzie jest alkoholizm, narkomania, patologia tzw. ciężka, obowiązkowo kurs samoobrony oraz natychmiastowe zaprzestanie współpracy z powodu bezpośredniego narażenia życia lub zdrowia asystenta. Nawet policjanci wchodzą do awantur rodzinnych dwójkami a asystent często zostaje sam. Dla zachowania zdrowia psychicznego terapia odciążająca( profilaktyczna).
Może macie jeszcze jakieś pomysły...pozdrawiam :)
Majka2

Napisano: 17 sty 2015, 14:05

Z tą siekierą na prawdę dobre, muffinek ;) z tego co sie orientuję, Ty tez na wsi pracujesz, prawda? Jak sobie wyobrażę, ten zapadający zmierzch, niedaleko las, najbliższy sąsiad - 500m...brrr...
Ja się tak szczerze zastanawiam, Teegan, jaka właściwie powinna być rola asystenta w rodzinach, w których dochodzi do ostrej przemocy. Czy tak, jak mówisz- dążyc do oddzielenia sprawcy od rodziny czy ukierunkować działania na całość, obejmując także pomoc sprawcy. Ja się kieruję tym drugim założeniem ale rzeczywiście, nie miałam takich ostrych przypadków, dużo też zależy od planu realizowanego przez ZI i w ogóle od dostepnych zasobów... "Moi" przemocowcy jednak podatni są na wyroki w zawieszeniu i wizyty dzielnicowego.... Rzeczywiście nie wiem więc jak postapiłabym w przypadku takim jak Twój.

Ale muffinka jakoś nie wyobrażam sobie jak odmawia tej kawy ;)

Majka, ja sie podpisuję pod twoimi propozycjami rękami i nogami jednocześnie ale realnie patrzę na mozliwości w tym zakresie... Wiecie, na drzwiach mojego UG w ogóle przy wejściu powinna wisieć informacja : "szanując Państwa czas informujemy na wstepie, ze na nic nie mamy pieniędzy, we wszystkich innych sprawach zapraszamy" :mrgreen:

Chociaż na przykład: myslę, że będąc w dobrych stosunkach z innymi służbami, możemy na własną rękę coś wykombinować - może porozmawiać na posterunku o takiej mozliwości (towarzyszenia policjanta), superwizja koleżeńska i tym podobne "odciążające" spotkania..
Ciekawe wydaje się to zaprzestanie współpracy - z jednej strony, myslę sobie, że mamy chyba taką mozliwość, nie wyobrażam sobie sytuacji (i chyba właśnie dlatego też zdziwiła mnie wypowiedź Teegan), że w ogóle chodzę jako asystent do rodzin, w których czuję się zagrożona. Z drugiej jednak - pozostają żona (zazwyczaj) i dzieci, nie wyobrażam sobie więc równocześnie, że zostawiam ich samych z problemem...

Diady asystenckie są w ogóle swietną formą asystentury, nie tylko ze względu na bezpieczeństwo. Ale ja, cóż, wiele bym dała żeby mieć chociaż drugiego asystenta w pobliżu, z którym możnaby się dzielić doświadczeniem, poszukiwać nowych rozwiązań... Ze wszystkim jestem sama i ma to swoje plusy ale kto wie, jak to się wszystko skończy... byc może w ciemnej piwnicy jakiegos klienta :twisted:

Teegan, myslę, że poruszyłąś coś ważnego w pracy asystenta - kwestię ograniczonego zaufania, które nie wyklucza przecież efektywnej pracy...
Lisbeth

Napisano: 18 sty 2015, 17:12

Lisbeth, widzę, że mamy podobnie- brak funduszy, metoda "prób i błędów" itd. Też jestem sama w całej gminie i nawet nie mam z kim skonsultować "trudnych spraw- ". Mam odpowiednie wykształcenie, szkolenia, podyplomówkę ale tak naprawdę nie ma jasnych procedur mówiących kiedy pracę zakończyć w przypadku zagrożenia swojego bezpieczeństwa( ponieważ zawsze to rodzina z którą pracujemy będzie traktowana priorytetowo- pojawia się dylemat zostać czy zostawić?) . Nie znalazłam też nigdzie informacji na czym ma polegać tzw. monitoring rodziny po zakończeniu pracy . W mojej praktyce wygląda to tak, że zakończyłam pracę z 10 rodzinami i liczba ta stale wzrasta wiec w pewnym momencie monit będzie dotyczyła 20- stu rodzin i wzrastał więc jakie będą realne możliwości pracy z rodzinami i monitoringu pozostałych? W tej pracy jest wiele niejasnych kwestii, musimy dzielić się doświadczeniem ale także przewidywać pewne sytuacje inaczej zamiast profesjonalizacji asystent zostanie zmarginalizowanym zawodem z którego co mądrzejsi pouciekają. Wtedy jakość pracy z rodziną będzie marna a efekty mizerne. Pozdrawiam .
Majka2



  
Strona 1 z 2    [ Posty: 18 ]
NIE PRZEGAP WAŻNYCH INFORMACJI! POLUB NASZ PROFIL NA FACEBOOKU
[ ZAMKNIJ ]
Usuń ciasteczka witryny
 
x

 

x