znajomości, bez znajomości nie masz szans, znajomości ponad wszystko, kompetencje nieważne, bo stworzą stanowisko, które je ominie. Patrz, Pani Benitka, dobra psiapsiółka Pana Jacka. Ciekawe, czy ją też czeka awans?
Ktoś jemu podobny czyli jakiś swój wieśniak który wyjechał do miasta, zasmakował życia i dzięki znajomościom (wśród innych Nikodemów Dyzma) wygrał konkurs.
Sprawdźcie potem czy słowa z butów mu jeszcze wystaje.
W każdym urzędzie są \"protegowani\" i ci, którzy przychodzą dzięki protekcji. Jednak w MOPS W-w przekraczane były wszelkie granice. Ludzie wykańczani byli za pomocą mobbingu i degradacji - w ten sposób odchodzili sami. Tworzono nowe stanowiska i działy (choć ich sens był mocno wątpliwy). Ale to nie jest najważniejsze. Przerażające jest to, że dyrektor MOPS nie był zainteresowany pomocą społeczną. Jego interesowały badania socjologiczne (swoją drogą cisza zaległa po głośnej Diagnozie Problemów Społecznych), spotkania z \"ważnymi\" ludźmi (gdzie - oczywiście można się było wykazać swoimi osiągnięciami) i wszystko to, gdzie miło było się sfotografować (bo lepiej wychodzi się na zdjęciu z młodzieżą niż np. z niepełnosprawnymi intelektualnie). Dyrektor przez całą swoją kadencję działał mocno PR-owo na rzecz swojej osoby, a słabo na rzecz klientów. Ze swojego gabinetu (z sekretariatem przypominającym poczekalnię u stomatologa i JASNĄ wykładziną oraz sekretarką warczącą do pracowników np. \"spier....\") zrobił twierdzę. Ciężko było się tam dostać zarówno pracownikom jak i klientom. Dyrektor był ciągle zajęty, ciągle \"w plecy\" z mnóstwem dokumentów i ciągle obrażający pracowników socjalnych, kierowników, klientów - często przy innych pracownikach i za plecami najbardziej zainteresowanych. Takie zachowanie doprowadziło do atmosfery wzajemnej nienawiści, niechęci do współpracy, wzajemnego donoszenia. Ludzie są zastraszeni - w takiej atmosferze nie można prawidłowo realizować swoich obowiązków. I nietrudno o błędy. W obliczu tego nie wiem, czy najważniejsze jest \"kumoterstwo\" w MOPS W-w...