czy tzn. że jeśli nie ma kierowcy pada deszcz i dziecko musi wracać dwa km na nogach to nie mam prawa go przywieśc własnym samochodem (pomijam tu kwestię finansową chodzi mi o zdrowie dziecka no i nie ukrywam swoje oraz czas)?
Każdorazowe użycie samochodu do celów słuzbowych wymaga zgody dyrektora. Jest dobrze do czasu kiedy nic się nie stanie. W przypadku wypadku i urazu dziecka zaczynają się problemy.
Przepisy oświatowe sa w miarę czytelne, a u nas - jak zwykle. Wydaje się, że bez pisemnego polecenia wyjazdu podpisanego przez Dyrektora (delegacji) nie ma o czym mówić.
Zupełnie inną kwestią jest zwrot kosztów przejazdu.
Nie wiem jak Wy? ja spotkałam się już z placówkami w których zatrudnieni wychowawcy mają stały miesięczny ryczałt za dojazdy np.100zł niezależnie od przejeżdżanej ilości km(oczywiście przy wyjazdach dalszych liczona jest kilometrówka, a przy urlopie lub zwolnieniu kwota ryczałtu ulega zmniejszeniu).
Takie rozwiązanie jest stosowane w placówkach, które nie dysponują autem służbowym.
Pojęcia nie mam, co im to reguluje, a Wy?
jak pójdzie 2 km na swoich młodych nogach z parasolem w ręce to mu korona z głowy nie spadnie...nie sądzisz?a później zdziwienie,że są roszczeniowi...:/
Raczej chodzi pewnie o dowożenie chorych dzieci do lekarza albo robienie większych zakupów (czy odbieranie artykułów z banku żywności), nie sądzę by gdziekolwiek ryczałt dotyczył dowożenia życzeniowego dzieci w dowolnie wskazanym kierunku
~początkującej chodzi o zdrowie dziecka, bo pewnie ogólnie chorowite jest i przy deszczu a już nie daj Boże mocniejszym podmuchu wiatru od razu dzieciątko łapie anginę ropną )) Z moich obserwacji wynika, że wychowawcy często za bardzo idą wychowankom na rękę: podwożą, przywożą, odwożą etc. prywatny samochód jest niemal jak taxi, a kiedy w pewnym momencie odmówią to wielka krzywda wychowankom się dzieje i potrafią dać upust swojemu niezadowoleniu w niezbyt miły dla oka i uszu sposób ) a wychowawcy dalej kręcą bat na własny tyłek...
Popieram dowożenie chorego dziecka z 39 stopniami temp. do lekarza, jednak za niedorzeczność i duży błąd wychowawczy uważam: 1. zawożenie nastolatka do szkoły w sytuacji, kiedy z własnej winy zaspał i nie załapał się na autobus; 2. zawożenie/przywożenie, bo np.\"pada deszcz\" etc., podwożenie na pocztę, by mógł odebrać przesyłkę, itd.itp. 3. robienie i przywożenie zakupów przez wychowawców w mieszkaniach usamodzielnienia i przygotowywanie posiłków za wychowanków usamodzielniających się, bo inaczej \"nie mieliby co jeść\".
Większości zaczynającej pracę w ddz towarzyszy przekonanie, że za kawałek dobrego i bezinteresownego serca spotka nas całe morze wdzięczności, a w połączeniu z chęcią by dzieci nas lubiły (dopieszczając nasze ego), zmiany w zachowaniu wychowanków następują dość szybko i z czasem oczka się nam otwierają.
Kiedy na przykład wychowanek w deszczową pogodę pyta nas: \"to co k... w taki deszcz mam iść na nogach do szkoły?\" zastanawia, dziwi i często wypieramy to, że sami przyczyniliśmy się do takich efektów.
Po prostu praca w domu dziecka.