Nie wszyscy zarabiacie tyle samo i stąd te problemy. Ci zarabiający więcej uważają że lepsze jest wrogiem dobrego więc nie warto sie wychylać. Ja mam 3000 zł, mąż 5000, dzieci wkrótce wyfruną albo już wyfrunęły więc jest spoko. Kierownicy też pewnie obniżają wasze morale i studzą zapały.
Same związki nie wystarczą. Musicie sie zjednoczyć i zorganizować. Wszyscy bez wyjątku.
W ocenie społeczeństwa i polityków wasza praca nie jest tak istotna jak pielęgniarek, górników czy belfrów. Nie ratujecie życia, nie stanowicie części strategicznego dla gospodarki sektora, nie kształtujecie osobowości młodzieży - przyszłości narodu. Nigdy nie będziecie priorytetem dla władzy która dąży do tego (w założeniach i teorii) by biednych i bezrobotnych było jak najmniej. Pomoc społeczna ciąży władzy. Wspieranie pomocy społecznej to wspieranie patologii i ludzi nie składających się na pkb.
Nikt nie myśli o tym by pomocy społecznej dać nowe narzędzia. By zmienić ten durny system oparty na zasiłkach zamiast aktywizacji. Wy nie naprawiacie. Wy dbacie o to by ubóstwo i wynikające z niego problemy miało się dobrze.
Wszystkiemu winna władza. Zmiany kosztują. Stan obecny jej pasuje. Jest chory ale tani i jakoś się trzyma.
Uważam, że wspólnie powinniśmy zrobić coś dla siebie ale i dla tych ludzi którym mamy pomagać.
Pomagać to móc zaoferować pracę,lepsze ale przydatne wykształcenie, szybką pomoc psychologa, terapeuty, polepszyć warunki mieszkaniowe.
Dać sobie i tym którym mamy pomagać szanse na lepsze życie.
Żaden ośrodek odrębnie niewiele zdziała, dlatego ważne są wspólne działania.
Władza musi zmienić system i poprawić warunki waszej pracy. Na to nie ma kasy niestety. Monitoring, osobne pomieszczenia, informatyzacja kosztują. Reklamowana w publicznej telewizji elektroniczna administracja jak widać omija pomoc społeczną.
Sami pracownicy muszą z kolei zmienić podejście do petenta. Tam gdzie jest możliwość powinno się odmłodzić personel na taki który nie pamięta komuny, jest zorientowany na cel, kreatywny, otwarty na zmiany, potrafiący budować relacje, dyspozycyjny.
Jak wiadomo za komuny mimo braku kompów i programów było trochę lżej. Wywiad aktualizacyjny zawierał się na 1 kartce. Po wielu zmianach w ustawie i wejściu PL do UE obowiązków i papierologii przybyło co wielu socjalnym w średnim wieku sie nie podoba. Do tego dochodzi brak podwyżek, obawa przed kolejnymi zmianami w branży (boicie się gł. redukcji etatów, łączeń jednostek, dyżurów i prowizyjnego systemu wynagrodzeń) i kiepskie zarobki.
Jednoczcie sie i walczcie. Pokażcie że jest was wielu, że jesteście jednym organizmem pełniącym ważną funkcję. Walczcie nie tylko o kase ale także poprawę warunków pracy. A żeby mieć poparcie społeczeństwa które mają np. pielęgniarki i które może wam w tej walce bardzo pomóc zmieniajcie także siebie. Obecnie poparcia ludu nie macie. Jesteście socjalnymi śledczymi pozbawionymi podejścia, empatii, nie stroniącymi od cynizmu i arogancji. Media was nie oszczędzają. Odbieracie dzieci za bałagan i biedę. Jeśli to się nie zmieni to nie będzie społecznej zgody na poprawę waszego losu. Społeczeństwo to również politycy którzy słyszą to i owo na wasz temat od swych gorzej sytuowanych znajomych/sąsiadów. Wielu chętnie by sie z wami zamieniło miejscami. Nie każdy ma trzynastki, dodatki terenowe, bony świąteczne, wolne weekendy, umowy o pracę (w większości przypadków) i 1-zmianowy czas pracy.
Ja sam widząc od 20 lat tego samego menela pod monopolowym, wiedząc że regularnie pobiera celówki na opał, środki czystości i odzież zastanawiam sie co oni w tym mopsie robią że nic nie robią. Chłop choć nie głupi wciąż pije, jest bezrobotny. Zmieniają się jego pracownicy socjalni a on nadal stoi tam gdzie stał. Naród w tym momencie nie zna szczegółów i nie wnika w nie. Wie tylko że państwo się nie stara. Że pomoc społeczna jest do dupy i że jego podatki idą na takich właśnie delikwentów.
Temat tylko o podwyżkach więc tutaj zakończę. Życzę powodzenia. Jeśli nie macie już sił a macie znajomości + umiejętności na które jest zapotrzebowanie na rynku to zmieńcie pracę. Będzie lepiej. Wiem co mówię.
Ares30, mądrze i ciekawie piszesz.
Ale nie wszystko możemy.
Nie można wkraczać do ludzkiego życia wbrew woli właściciela tego życia, jeżeli jego wybór nie zagraża jego i innych życiu.
Zmieniając, wymuszając na kimś jakieś zachowania trzeba brać pod uwagę że on też ma prawo żyć jak chce ( do pewnych granic)
Lekarz nie zmusi nikogo do leczenia.
Zakład karny nie zresocjalizuje każdego swojego mieszkańca.
3 mln Polaków w ubóstwie, z dwa razy tyle albo i więcej tych którzy mają trudności - przemoc, uzależnienia, choroby psychiczne, starość itp. Jest co robić. I ta robota może być atutem ale trzeba zacząć od budowania szacunku u siebie, upodmiotowienia siebie i znalezienia motywacji do samoorganizacji. Zaczniemy dbać o siebie jako grupa jest większa szansa że będziemy mieli pomysł na nową pomoc społeczną i pracę socjalną, nie będziemy sfrustrowani i relacje z klientami będą miały szansę zmienić się jakościowo. To pewien ideał i truizm ale tego nie da się zrobić z całym szacunkiem siedząc przed kompem i lajkując. To trzeba wydrzeć w rzeczywistości która przyzwyczaiła się do traktowania nas jak kozłów ofiarnych. Same wynagrodzenia choć bardzo ważne zawodu nie uleczą ale bez lepszych warunków pracy też nie zmienimy pomocy na bardziej profesjonalną
Piszemy, bo nie mamy ze sobą kontaktów.
W tygodniu praca, dom, rodzina.
Nawet wiele osób nasze święto spędza w pracy a potem w domu.
Podejmujemy działania do wspólnych spotkań ale niestety niewielu chce się spotkać a jeszcze mniej należeć do związków. ( wypalenie? )
No cóż bez wzajemnego kontaktu się nie da. Zawsze będą sprawy ważne i ważniejsze. Jak się okazuje na narzekanie czas się zawsze znajduje. Wiem że ludzie z federacji jeżdżą tam gdzie są zaproszeni by zorganizować zwiazki zawodowe i pomóc w ich zarejestrowaniu. Macie na tacy narzędzia i ludzi chętnych do wsparcia was ale decyzji za was nie podejmą. Kiedyś narzekaliśmy że nie ma komu i nie ma organizacji. Teraz są i co?