Mam takie pytanie, czy twórczość osób niepełnosprawnych, będących w pełni władz umysłowych powinniśmy traktować w sposób wyjątkowy, gdy nie jest w żadnym razie wyjątkowa ani nawet nie przedstawia sobą nic szczególnego. O co mi chodzi? Jeśli ktoś ma np. astmę i ma orzeczenie o niepełnosprawności ale z główką jest wszytko ok i produkuje wulgarną szmirę to czy tylko z racji niepełnosprawności ma być uznawany za twórcę czy nawet wielkiego artystę?
Czy naprawdę powinniśmy tych ludzi krzywdzić utwierdzając ich w przekonaniu, że te mierne wypociny to jest jakaś tam sztuka? Oczywiście pomijam takie sytuacje, w których sam odbiorca ma po prostu deficyty umysłowe i nie potrafi dostrzec różnicy między prawdziwą sztuką a wulgarnym kiczem na poziomie słabego ucznia szkoły podstawowej.