Minął prawie rok od kiedy zlikwidowano placówkę w której pracowałam.Mam inną pracę.Spokojną, papierową , lepiej płatną i się duszę w niej i tęsknię za dzieciakami, odrabiankami, pogadankami, dyżurani , ucieczkami itd itp.Pozdrawiam
Moniko,
więc to była praca ewidentnie dla Ciebie. Likwidacja i niskie wynagrodzenie spowodowało, że być może tymi dziećmi opiekuje się teraz ktoś kto woli papierki a nie kontakt z drugim człowiekiem - szkoda, że Ty się nie do końca realizujesz i szkoda, ze dzieciaki nie mają takiej super p. Moniki (czy super cioci), która przychodzi do pracy dla nich i chce z nimi być.
Wszystkiego dobrego w Nowym Roku.
Pozdr.
Ja bym spojrzała na to inaczej. Jaką potrzebę Moniki realizowała praca w placówce? Znam przypadki, gdzie nie przedłużaliśmy umowy pracownikowi bo ewidentnie nie nadawał się do pracy w placówce a tamta osoba była tym strasznie rozżalona bo uważała że to praca idealna dla niej.
Monika do czego tęsknisz? Co dostawałaś za swoją pracę?
Jeszcze taka ciekawostka. Znam wiele osób, które były bardzo oddane pracy w ddz. Pracowały z dużym zaangażowaniem, dzieciaki ich lubiły a praca dawała im satysfakcję. Po odejściu (z bardzo różnych powodów) NIKT nie tęskni do tej pracy! Ani jedna osoba którą znam.
Myślę, że kluczem jest zdrowe podejście do swojej roli w tej pracy i czerpanie satysfakcji z różnych sfer życia.
Marianno praca w placówce inaczej wygląda z zewnątrz. Po pewnym czasie i refleksji. Pamięta się przeważnie te fajne chwile, a złe nie budzą już takich emocji jak dawniej. Szczególnie teraz wolne w święta i sylwester przypominają o "urokach" dawnej pracy i budzą wspomnienia. Jak wiesz, nie pracuję już w DDz od ponad dwóch lat i czasem brakuje mi tej pracy. Czy bym wrócił, gdyby była taka możliwość? Hmmmm..... Raczej nie. Teraz mam lepiej. Czy dzieci chciałyby żebym wrócił? Nie wiem. Wielu nowych mnie nie zna. Dla wielu byłem krótkim epizodem w ich życiu. Raczej tym dobrym niż złym. Część już odeszła. Czy coś się zmieniło z moim odejściem? Nowe dzieci, nowe problemy.... nic nowego.
Chociaż jest jednak pewna różnica. Ta praca to budowa więzi. Z wychowankami, z którymi znam się kilkanaście lat, nadal mam kontakt. Pamiętam ich imiona. Oni pamiętają mnie. Po moim odejściu na moim miejscu pracowało już 6 osób. Czy ktoś pamięta ich imiona? Jakimi byli ludźmi? Wychowawcami? Czy kochali swoją pracę? Czy znali dzieci i pamiętają imiona? Nawet jeśli byli wspaniali, to nie jest dla nikogo ważne. Jeśli tak RPD postrzega "stabilne środowisko wychowawcze", to brak mi słów. Szczególnie, że przekształcenia miały przynieść poprawę "kontaktu z dzieckiem".
Moje osobiste dziecko, które już dawno ma edukację szkolną za sobą, nadal potrafi pojechać do swojej wychowawczyni z klasy I szkoły podstawowej i do Pań z biblioteki ze szkoły średniej . Tak, więc więź można zbudować wszędzie