Tak kaśka, staram się być samowystarczalny w życiu, a w stosunkach z innymi pomagać im dzieląc się swoją wiedzą i doświadczeniem.
Nie ma tu żadnej sprzeczności pomiędzy tym a tym, co wyżej napisałem.
Tak się złożyło, że dotąd przez 20 lat pracowałem na samodzielnym stanowisku. I to mi bardzo odpowiadało. Wiele problemów musiałem rozwiązywać sam, oczekiwano ode mnie kreatywności, innowacji. Z tego byłem rozliczany i oceniany przez przełożonych. Jeśli byłem na tym stanowisku przez tak długi czas to znaczy, że byli ze mnie zadowoleni albo nie widzieli nikogo lepszego ode mnie, by mnie nim zastąpić. Przez to sam się napędzałem, czerpałem energię do lepszych wyników i miałem niezwykłą satysfakcję z tego, że moje przemyślenia mogą służyć innym. Wiedzą ze swej dziedziny dzieliłem się z innymi w kontekście ujednolicenia pewnych algorytmów postępowania. Tłumaczyłem i wyjaśniałem na wewnętrznych szkoleniach zawodowych te czy inne zagadnienia w kontekście unormowań prawnych oraz przytaczałem stanowisko doktryny, oczywiście powołując się źródło.
Podobnie jak r tysiąc razy wolałem konsultować się z doświadczonymi kolegami niż oczekiwać, że drogie i płytkie szkolenie niby-tematyczne wzbogaci moją wiedzę.
Dzisiaj kieruję zespołem ponad dwudziestoosobowym. Moja dotychczasowa wąska specjalizacja to mało. Jest wiele nowych zagadnień i spraw. Jak je rozwiązać? Siadam, czytam, główkuję, uczę się. Jeśli zaproponuję nietrafne rozwiązanie i spotkam się z krytyką posypuję głowę popiołem i analizuję, gdzie popełniłem błąd i go naprawiam. Przedtem do niego się przyznaję.
I tak to hula. Praca nad samym sobą, a może z samym sobą, to frajda.
Dla mnie podstawa. Wolę dać od siebie niż iść na łatwiznę i prosić kogoś o coś, co może być potem nieprzydatne.
A kiedy okazuje się, że moje propozycje i rozwiązania są skuteczne i owocne, inni się do nich stosują i doceniają je, satysfakcja podwójna.