Restrykcje wobec palaczy nie są wynalazkiem XX czy XXI w. W 1493 r. członkowie wyprawy Krzysztofa Kolumba przywieźli do Europy liście tytoniu. Rodrigo de Jerez – wzorem kubańskich Indian – skręcał je i palił. Z jego ust wydobywał się wówczas dym, więc Święta Inkwizycja oskarżyła go o zadawanie się z diabłem i wtrąciła do więzienia. Siedem lat trwało przekonywanie świętych mężów, że ten dym nie ma nic wspólnego z diabłem. W 1633 r. turecki sułtan Murad IV zabronił palenia pod karą śmierci i konfiskował majątki uśmiercanych. Kilka lat później rosyjski car Michał ogłosił, że palenie to śmiertelny grzech. Palacze byli karani chłostą lub rozcinaniem warg. Za zażywanie tabaki groziła kara obcięcia nosa. Dzisiaj najwięcej nałogowych palaczy na świecie jest w Turcji (49 proc.), Serbii (43 proc.) i Rosji (36 proc. – dane Światowej Organizacji Zdrowia).
Od 1901 r. w 43 stanach USA obowiązywały surowe przepisy ograniczające palenie na ulicy i w innych miejscach publicznych. W 1904 r. sąd w Nowym Jorku skazał na 30 dni więzienia kobietę, która paliła w obecności swoich dzieci. Na Piątej Alei policjant aresztował kobietę, która paliła w samochodzie, ponieważ na tej ulicy nie wolno było palić. Zakazy takie zniesiono w latach 30. W 1921 r. w wyborach prezydenckich w USA wystartowała Lucy Payne Gaston, autorka teorii o papierosowej twarzy. Twierdziła ona, że pod wpływem palenia ludzka twarz nabiera szczególnie odrażającego tytoniowego wyrazu. Nie ukrywała, że jej celem jest wyeliminowanie namiętnego palacza Warrena Hardinga i usunięcie z widoku publicznego jego papierosowej twarzy. Harding wygrał wybory. Tak się złożyło, że dwa lata później on zmarł na atak serca, zaś jego niepaląca oponentka na raka gardła, typową chorobę palaczy. W 1954 r. Ian MacLeod, minister zdrowia USA, złożył publiczne oświadczenie o dowiedzionej szkodliwości tytoniu. Swoją konferencję antynikotynową prowadził paląc papierosy.
Pięć wieków po tym, jak Święta Inkwizycja wtrąciła de Jereza do więzienia, w 1996 r. w Aleksandrii, w stanie Wirginia, tamtejszy sędzia skazał pewnego Brytyjczyka na 30 miesięcy więzienia za zapalenie papierosa w samolocie lecącym z Londynu do Waszyngtonu.
Trzy lata temu zarząd opieki zdrowotnej angielskiego hrabstwa Norfolk ogłosił, że palacze będą usuwani z list oczekujących na zabiegi chirurgiczne. Na łamach „British Medical Journal” rozgorzała dyskusja. Prof. Matthew J. Peters był za usuwaniem palaczy z list. „Palenie znacznie zwiększa ryzyko poważnych powikłań. Rany gorzej się goją, palacz bardziej narażony jest na infekcje. To oznacza dłuższy pobyt w szpitalu i wyższe koszty. Za pieniądze, które trzeba wydać na czterech palaczy, można by zoperować pięciu niepalących” – twierdził. „To nieludzkie – odpowiedział prof. Leonard Glanz z Boston University School of Public Health. – Jak można podnosić kwestię leczenia palaczy, skoro pomoc należy się nawet mordercom? Zapomina się, że palenie jest uzależnieniem. Niestety, dyskryminacja palących stała się ostatnio akceptowaną społecznie normą. Równie dobrze można by odmawiać leczenia urazów związanych z rekreacyjnym uprawianiem sportów. Można powiedzieć, że ci ludzie sami są sobie winni, a przecież ich leczenie kosztuje! Obowiązkiem lekarza jest jednak pomóc zarówno im, jak i palaczom” (cytat za „Gazetą Wyborczą” z 12.01.2007 r.