Niedawno w Niemczech ukazała się książka \"Pod niemieckimi łóżkami\" autorstwa Justyny Polańskiej. 32 -letnia Polka od 12 lat sprząta w niemieckich domach. Swoje doświadczenia opisuje w sposób zabawny, ale jednocześnie zgryźliwy, ukazując portret społeczny Niemców. Jak to wygląda w Austrii i co kryje się pod \"austriackimi łóżkami\"? Jakie doświadczenia mają Polki wykonujące pracę sprzątaczki w Austrii?
\"Lekarz domowy\" do wynajęcia
Marta ma 35 lat. Z wykształcenia jest pedagogiem. Od 4 lata pracuje w Wiedniu jako sprzątaczka, oczywiście na czarno. Według niej słowo \"Putzfrau\" jest upokarzające. Kiedy ktoś pyta, czym się zajmuje, odpowiada, że jest \"lekarzem domowym\".
- Przychodzę do swoich \"pacjentów\", zakładam \"lekarski\" uniform i spędzam godziny na wysłuchiwaniu skarg, na stawianiu diagnozy i w końcu na skutecznym leczeniu nietypowych przypadków. A pacjenci to bardziej domy niż ludzie, niejednokrotnie zapuszczone i wymagające natychmiastowej reanimacji. To zarówno stuletnie kamienice, jak i nowoczesne wnętrza. Zakraplam środek błyszczący na szyby i lustra, wciągam przez rurę odkurzacza wszystkie złowrogie wirusy i bakterie. Podaję surowicę z chlorem miejscom szczególnie zagrożonym, toaletom i wannom, dla umywalkom i zlewozmywakom. Tak działa \"lekarz domowy\"- opowiada żartobliwie Marta.
Do Wiednia przyjechała w celu podszkolenia języka niemieckiego i polepszenia swojej sytuacji finansowej.
- W Polsce pracowałam w Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej – opowiada Marta – za niespełna 900 zł miesięcznie bez perspektyw na cokolwiek, ale z umową na czas nieokreślony, co w polskich realiach jest luksusem. Nie wiem, dlaczego wyobraziłam sobie, że życie w obcym kraju jest łatwiejsze.
Znajomi mieszkający w Wiedniu zaproponowali jej wynajęcie pokoju, roztaczając przed nią perspektywę szybkiego wzbogacenia się. Decyzję podjęła błyskawicznie. Złożyła w pracy wniosek o roczny urlop bezpłatny. Urlop miał być furtką do powrotu, gdyby coś poszło nie tak. Nigdy jednak nie wróciła do MOPS-u.
- Kiedy pierwszy raz zobaczyłam Wiedeń, oszołomił mnie szyk i piękno tego miasta. Za drugim razem dane mi było poznać brud uliczny i ziejące ciemnością, zapuszczone klatki schodowe. Przekonałam się też, jak wielki jest popęd zarówno rodaków, jak i tubylców do wykorzystywania innych na wszelkie sposoby.
Pierwszą posadą Marty była praca w małej knajpce teoretycznie oferującej kebab. W praktyce była to mała speluna dla rozsmakowanych w tanim alkoholu stałych bywalców i stołówka dla rozpanoszonych karaluchów. Jej główną atrakcją był jednak sam właściciel – podstarzały mężczyzna pochodzenia egipsko-greckiego.
- Używał damskich perfum i posiadał kolekcję satynowych damskich halek oraz kiczowatych szlafroczków - opowiada Marta. Myślę, że czasem stroił się w nie w zaciszu domowym i tańczył w takt egipskich melodii, które tematycznie sprowadzały się do jednego – do zakochania. Czasem mówił o mnie \"szanuna\", co podobno znaczy \"szalona\". Rzeczywiście, szaleństwem były cztery długie dni pracy w takim miejscu po 12 godzin dziennie za 2,5 euro za godzinę.
Po trzech miesiącach znajomi Marty, u których wynajmowała pokój, kazali jej opuścić mieszkanie, bo uznali, że nie chcą z nią dłużej mieszkać.
- To był dla mnie szok – mówi Marta. Ludzie, których znałam, okazali się kompletnymi wyzyskiwaczami i egoistami. Więzy przyjaźni w ogóle nie miały znaczenia.
Zanim udało jej się znaleźć nowe lokum, mieszkała 2 tygodnie u nowo poznanych studentek z Polski. Z pracą nie było łatwo. Z pieniędzmi jeszcze gorzej.
- Wydawałam 10 euro tygodniowo na żywność – relacjonuje Marta. To było prawdziwe mistrzostwo świata.
Momenty załamania przychodziły jeden po drugim. Kontakt z rodziną w Polsce raz w tygodniu w kafejce internetowej.
- Tęskniłam za wszystkim, co polskie, ale nie poddałam się. Chciałam udowodnić samej sobie, że potrafię w obcym kraju coś osiągnąć.