

kawa i ciasto pisze:Niekoniecznie. Rodzicami dzieci niepełnosprawnych bywają też pracownicy pomocy społecznej czy świadczeń rodzinnych - jak to jest w moim przypadku - nie mający gloryfikującego nastawienia do życia czy hobby w postaci samobiczowania się. Nie każdy z niepełnosprawności i problemów z niej wynikających robi sztandar i niesie go przed sobą nawet idąc do sklepu po przysłowiowe mleko. Rodzicami bywają też normalni, uczciwie pracujący ludzie, którzy nie robią ze swoich problemów szopki i nie gwałcą nimi każdego napotkanego człowieka.
Niepełnosprawność dziecka można przyjąć z godnością i mimo trudności mieć na twarzy uśmiech a nie cierpienie, które zarezerwowane jest na "mniej oficjalne" okazje.
Ja takich pogodnych ludzi spotykam nie tylko na turnusach rehabilitacyjnych ale też w pracy, czyli tych po drugiej strony lady, z którymi mogę przybić piątkę. Jest jak jest.
To, o czym mówisz, to szufladkowanie ludzi z pozycji lichego obserwatora, który mało wie. Ewentualnie widzi jedną stronę medalu (te wierzycielki) i głosi tezy, które w praktyce nie mają żadnego zastosowania. Wiesz, takim myśleniem krzywdzisz tylko siebie. Matka, która boryka się z poważnymi problemami ma na pewno w nosie to, co o niej czy jej dziecku myślisz. Po prostu nie ma na to czasu. Jest jeszcze jedna istotna kwestia - przechodząc przez pewne etapy w życiu człowiek wie, co jest istotne a czym nie warto się przejmować. Także nie licz na to, że Twoje słowa w kogoś uderzą.
Mimo wszystko życzę więcej wrażliwości i świadomości, że też możesz być kiedyś "wierzycielką/wierzycielem" a nie facetką/facetem zza lady, któremu się wydaje, że na podstawie kilkudziesięciu osób jest w stanie bezbłędnie stworzyć rys rodzica osoby niepełnosprawnej, matki dziecka, którego ojciec uchyla się od utrzymania swojego pierworodnego. Obyś nigdy nie musiał/a tego doświadczyć.
Jeżeli intelektualnie zbytnio nie odstają to jak najbardziej łączyć. Ruchowa niepełnosprawność nie dyskwalifikuje przecież z funkcjonowania w życiu. Nawet wprowadzić obowiązkowe zajęcia do programu nauczania polegające na wizytach w specjalnych ośrodkach, czy pracy i wolontariacie.wwo pisze:No to ja może jako matka dziecka niepełnosprawnego, uczącego się.
Jestem za integracją i nie tylko poprzez łączenie klas dzieci zdrowych z niepełnosprawnymi, ale także jestem za tworzeniem przy szkołach oddziałów klasowych dla dzieci niepełnosprawnych, które ze względu na utrudnione wspólne przebywanie z dziećmi zdrowymi w klasie mogły się uczyć osobno, ale jednocześnie uczestniczyć w życiu społeczności szkolnej. Jestem przeciwna izolowaniu dzieci niepełnosprawnych poprzez umieszczanie ich w specjalnych ośrodkach, czy też w szkołach specjalnych w ten sposób odbiera im się szansę na współuczestniczenie w świecie ludzi zdrowych. Sama byłam świadkiem jak grupa młodzieży niepełnosprawnych była prowadzona z ośrodka i jak reagowali na ich widok rówieśnicy zdrowi z gimnazjum - nie ma tolerancji na odmienność, ale jak ci zdrowi mają nauczyć się tej tolerancji, skoro dla tych niepełnosprawnych nie ma wśród nich a rodzice tym zdrowym dzieciom już od najmłodszych lat wpajają, że najważniejsze to mieć ładniejsza sukienkę od koleżanki.