Witam,
pracuję juz w Domu Dziecka 2 lata. Ile tu problemów, to nie tzreba chyba mówić..
Jednym, z nurtujących mnie o dawna jest ..wygodnictwo dzieci i rozczeniowe podejście do wszytkiego..\"należy się\" , \"dadzą mi nowe\", \"zgubiłem i nie mam\" , znowu ta wstrętna zupa\", \"pieprzony bidul\"..
Mielismy niedawno usamodzielnienie chłopaka- po dokąłdnie miesiącu spotkałam go w mieście- brudny, niedomyty, włosy długie- nagle okazuje się, ze fryzjer kosztuje 15.. a proszek do prania nie rośnie w domowej łazience jak grzyby po deszczu...
Zwracam się do pracowników Domów Dziecka-wychowawców, pracowników socjalnych, dyrektorów.. czy macie jakies ciekawe metody wrdażania dzieci do samodzielności?, dorosłego życia?
Mamy, oczywiście, że mamy obowiązkowe dyżury na stołówce i przyległych terenach zielonych- ale ...dzieci robią z wielkim żalem i ciągle narzekają, że zmuszamy je do \"cięzkiej pracy za darmo\".. Ja pamiętam, że jak byłam nastolatką- wracałam ze szkoły, odrabiałam lekcje , zrzucałam plecak i \"leciałam\" z rodzicami na działkę plewić, hakać, podlewać... bo to było oczywiste, ze w domu są jakies obowiązki.. (wiem, ze porównanie marne-bo D. Dz. nigdy nie będzie dla wychowanka DOMEM) ale obrać ziemniaki na obiad czy umyć po nim naczynia- to chyba naturalna czynność domowa nastolatki...
Zastanawiałam się moze nad tym, zeby na czas weekendów zamykac kuchnię i wyznaczac grupom okreslone kwoty- zeby dzieci zobaczyły, że chleb kosztuje 2 złote, a jesli kupią szynkę za 20zł/kg, to w przyszłym tygodniu starczy juz tylko na mielonkę..
Nie wiem, błądzę..
Czekam na propozycje, moze macie jakies ciekawe doświadczenia.
Pozdrawiam.