Rodzice są po rozwodzie, mieszkają osobno, ale "wojna" trwa. Terminy kontaktów ojca z dzieckiem są ustalone sądownie, ale - zdaniem ojca - matka notorycznie uniemożliwia mu widzenia z dzieckiem. Interwencje policji nie pomagają, sytuacja powtarza się. Czy podciągnęlibyście taką sytuację pod przemoc?, czy zasadna jest tu niebieska karta (czego domaga się ojciec)? Niby są celowe działania, niby jest naruszone prawo i godność ojca, jest cierpienie itd. ale nie mieszkają pod jednym dachem... Osobiście mam wątpliwości, widzę w tym jedną z wielu prób wykorzystania NK w rozgrywkach miedzy ex-małżonkami, i zaszkodzenia sobie nawzajem wszelkimi dostępnymi metodami. Z drugiej strony utrudnianie kontaktów jest stwierdzone nawet przez dzielnicowego.
Mieliście podobne przypadki?