A mi podoba się wpis pod tym artykułem z Polityki:
2011-03-03 12:06 | Jerzy Wyżga - Legnica
Re:O zaniedbane dzieci zadbają rodzinni asystenci
Jestem rozczarowany artykułem, argumentami i wnioskami. Powielany jest - moim zdaniem niesprawiedliwy i krzywdzący - stereotyp jakoby jakieś bardzo wpływowe lobby pracowników domów dziecka (pewnie publicznych) mocno i z sukcesami walczyło o utrzymanie tej formy opieki. Swego czasu otrzymałem od red. Pacewicza ankietę z tą samą sugestią i m.in. pytaniami w rodzaju: czy zgodziłbym się na przekwalifikowanie, gdyby miały być likwidowane domy dziecka. Tak on i Pani mylą skutki z przyczynami, mylą błędne rozwiązania prawne i systemowe z działaniami mitycznego układu, lobby. Dla pracowników placówek sytuacja jest jasna. Nie ma skierowań dzieci do tej formy opieki nie ma domów dziecka, jest to dla nich układ zewnętrzny. Szeroko mówiło się o reformie i nic z tego nie wychodzi. Reorganizacja samych placówek nic kompletnie nie da. To tak jakby przebudować więzienia lub je pozamykać, a zmniejszy się w Polsce przestępczość. Więzienie jest skutkiem przestępczości, placówki są skutkiem patologii części rodzin oraz złych rozwiązań systemowych. Ani słowem w artykule o koniecznej reformie prawa. orzecznictwa sądów rodzinnych. W placówce, w której do emerytury szefowałem 100% dzieci trafiało na podstawie skierowań sądów i powiat musiał te postanowienia realizować. Część spraw była w trybie tymczasowym, a rozstrzygnięcia ciągnęły się nawet ponad rok po umieszczenia dziecka w placówce. W żadnym wypadku nie było orzeczeń czasowych np. 3-6 miesięcy, zobowiązań rodziców do uczestnictwa w programach naprawczych, nie było nadzoru nad służbami socjalnymi w terenie zamieszkania dziecka. Oczywiście sądy kieują się \"dobrem dziecka\" często nie pytając go. nie zasięgając jego opinii (mimo, ze ukończyło 13 lat), ba, w wielu wypadkach sąd nie widział dzieci wobec których orzekał. W artykule powiaty bronią placówek, bo tam są zatrudnieni wyborcy. Bzdury. Mój powiat, chętnie pozbył by się placówki, bo to dla nich problem, (finansowy, medialny), ale orzeczenia z sądów płyną i trzeba je realizować. Placówka zatrudniała i zatrudnia ludzi spoza terenu powiatu, to jacy to wyborcy ? Reformy poszły w złym kierunku. Wzosło zatrudnienie w placówkach (w mojej pracowało 15 osób, teraz 22), większa jest biurokracja. Koszty rosną, ludzie zarabiają relatywnie mało, a do tego funkcjonuja dwie grupy wychowawców, stara kadra zatrudniona w oparciu o Kartę Nauczyciela z licznymi przywilejami i młoda bez tych przywilejów, nisko opłacanam bez szans na awans życiowy, zawodowy w tej placówce. W ostatnich 2 latach za sprawą Tuska ci z Karty otrzymują podwyżki, pozostali nie, co jeszcze bardziej różnicuje te grupy. Nie muszę mówić jak to wpływa na morale, dyscyplinę pracy, zaangażowanie. Rotacja zatrudnienia duża, a to bezpośrednio wpływa na sytuację podopiecznych. Jako wieloletni dyrektor nigdy nie broniłem domów dziecka, liczyłem, że reformy spowodują zmiany, w tym pojawienie się rodzinnej formy opieki. Kolejna bzdura, to jakoby celowe blokowanie adopcji przez pracowników placówek, to celowe działanie przeciwko chętnym do tej adopcji, zwłaszcza w odniesieniu do dzieci w wieku szkolnym, którzy tabunami walą do placówek, a niedobra kadra ich zniechęca lub utrudnia im przejęcie opieki nad dzieckiem. Za słabo poruszyła Pani wątek obciążenia gmin za opiekę ich dzieci w placówkach. To nie powiat, ale gmina winna mieć większe pieniądze na opiekę nad rodziną i dzieckiem (te środki należy przesunąć), a powiat komercyjnie (tj. odpłatnie) może przez pewien czas utrzymywać placówki. Ta zmiana plus zmiany w prawie rodzinnym (sądy bliżej rodzin, nadzór nad opieką społeczną sądów rodzinnych) to będzie faktyczna przyczyna zamykania placówek. Po prostu nie będzie skierowań dzieci, nie będzie uzasadnienia ich istnienia. Te rozwiązania, a nie mityczne lobby wychowawców i innych pracowników placówek spowodują likwidację placówek. Uważam, że po tych zmianach w ciągu 3 lat zniknie conajmniej 50% placówek. Pracownicy za marne pieniądze wykonują ciężką pracę i to w skrajnie niekorzystnym otoczeniu. Należy się im szacunek, a nie obciążanie ich winą za los dziecka i zły system opieki. Dzieci nie kochają bidulów, rodzice tych dzieci także, dla władz to studnia bez dna i jednostka trudna medialnie. Przy przekazaniu finansowania opieki gmninie, a nadzór sądom rodzinnym, zbędny byłby nadzór wojewody nad placówkami. I tak jest marny, ma wyłącznie charakter formalny a nie marytoryczny, bo trudno ogarnąć urzędnikom wszystkie placówki z terenu województwa. Zasadniczej zmianie uległaby rola kuratora sądowego. Nie wierzę, aby gmina chciała płacić za pobyt dziecka w placówce 2,5-3,5 tys. złotych zamiast za kwotę wielokrotnie mniejszą pomóc rodzinie. Oczywiście przy przesunięciach środków w budżetach powiatu i gminy, te pieniądze gmina ustawowo nie może przeznaczać na inne cele. Z całej akcji Polityki sprzed lat co wyszło. Niewiele, poprawiły się warunki życia podopiecznych, ale zasadniczych zmian tj. likwidacji placówek brak. Organizacje pozarządowe, które postulowały kiedyś ich likwidację, same prowadzą takie placówki (sic!) z jedną korzyścią, nie ma tam Karty Nauczyciela. W coraz większym zakresie opiekę nad dziećmi sprawuje Kościół. Z własnych doświadczeń i ze sposobu funkcjonowania tej instytucji wiem, że nie jest to najszczęśliwsze rozwiązanie, zwłaszcza dla dzieci.
Pozdrawiam zespół Polityki.
Jerzy Wyżga - Legnica (emeryt, wcześniej 26 lat dyrektor placówki opiekuńczo-wychowawczej)