A po co się pozbywać? Dzieciak jest cały czas w MOW, czasem pojedzie do rodziców, czasem mu się paczkę wyśle, zapłaci za wyżywienie, a za to że jest na liście kilka tysięcy regularnie wpada co miesiąc. Jakby tak wszystkich dałoby się wysłać do MOW, to nawet można by było zwolnić wychowawców (zostawić tylko pracownika socjalnego i księgową)
Witam,
drodzy Panowie i proszę, nie upraszczajcie i nie uogólniajcie. Są pewnie takie placówki, które licza na każde kilka tysięcy, za dziecko, ale publiczne placówki mają budzety na cały rok i moga na bieżąco najwyżej wystepować do organu prowadzącego o dodatkowe środki przy przekraczaniu stanu - raczej nie ma takich sytuacji, abysmy świecili pustkami.
Np. u mnie nie ma takich rodzin, które bez zastrzeżeń mogą zajmowac się swoimi dziećmi a dzieci są u nas w pl.o-w. i w MOW. Mi taka sytuacja wcale nie pasuje, że mamy dzieciaki w MOW. Wielu rodziców wcale też nie jest zainteresowanych powrotem swoich pociech do domu rodzinnego, bo co prawda zasiłek bedzie mozna dostać, ale "dodatkowe twarzyczki" w domu do wykarmienia, do ubrania, prania, itp. - to problem. Sądy nie maja też podstawy do uchylenia postanowienia skoro rodzice, nie pracuja, bardzo często piją, itp.
Dla nas wychowywanych w normalnych rodzinach to kosmos, że dziecko miałoby byc poza domem, a dla wielu rodzin których dziećmi się zajmujemy (sami to wiecie) to niestety coś co akceptują a wręcz widza pewne "korzyści". Często pewne problemy moznaby rozwiązać np. z poradnią pscych - pedag., czy wnioskując o pobyt w MOS, ale rodzice nie chcą swoim dzieciom jawić sie jako Ci, którzy ich do "zakładu" wpakowali, więc nie robią nic aż "zagrożenie demoralizacją" przechodzi w "demoralizację" - wtedy już pzostaje MOW.
Pozdr.
Etatysto dla Ciebie wszystko jest albo czarne albo białe, naprawdę nie widzisz szarości?? Mylisz się, nie wpada kilka tysiączków za każde dziecko na liście. Gdybyś nie wiedział, budżet na przyszły rok jest już ustalony i nie kapią co miesiąc w zależności ile dzieci jest na liście. Ale jeżeli mam dzieci które już czekają na inne ośrodki i do nich wyjada zmniejsza mi się liczba dzieci pod faktyczna opieka wychowawcy. A niestety nikt "nadmiaru" wychowawców tylko po to żeby byli tolerował nie będzie, a ja nie wyobrażam sobie rozstawać się z nikim. Powiedz jaki jest sens trzymać 5 czy 6 wychowawców na grupę liczącą 5 dzieci?? Przecież dwie takie grupy można połączyć i części wych podziękować. Znam placówki gdzie liczba etatów na jedna grupę kształtuje się na poziomie 3,75 u mnie jest prawie 6 i taki stan chciałbym zachować.
Kiedyś wydaje mi się, że Twoje posty wnosiły coś do dyskusji, dziś są jedynie prześmiewcze. Szkoda bo masz dużą wiedzę.
jaki jest sens trzymania 5-6 wychowawcow na grupe….
a ja sie pytam : jaka grupe???
zamerzchla terminologia, z odeszlych przepisow ,majaca swoje skutki orgonizacyjne. Wspowczynnik przeliczania etatow na liczbe dzieci obowiazywal niegdys- mialo byc konkretnie.
takigo liczenia, prostego, oczekuje tez starostwo.
przedstawienie jednak liczby potrzbnych wychowawcow nie jest takie ptose, bo choc par 10 rozporzadzenia mowi ze pod opieka jednego wychowawcy moze przebywac nie wiecej niz 14 dzierci, a to wyznacza dolna granice obsady wychowawcow, to , pierwsze zdanie wskszuje ze ilosc tych dzieci jest uzalezniona od rodzaju zajec i potrzeb dzieci, zwladzcza tam, gdzie placowka laczy wszystki mozliwe zadania.
czyli jak masz placowke z 14 dzieci to wcale nie musi z nia praciwsc 1 wychowawcs, ale 2 czy nawet 3.
poslugiwanie sie terminem GRUPA, bardzo rzadko rodzi skojarzenia o roznorodnosci, przeciwnie, grupa jest jednorodna, tak jak klasa, a wiec jedna grupa, jeden wychowawca.
warto moze zaczac od oferty wychowawczej, a potem przekladac to na organizacje pracy…….. chyba ze chodzi tylko o pilnowanie dzieci, to przepraszam…
Ograniczona wyobraznia, to ograniczone perspektywy….
Mam wrażenie,że to często tylko pilnowanie dzieci. Lepiej żeby starostwo też nie dopatrzyło się,że idą pieniądze na jakieś półśrodki albo że idą na wychowanków,którzy mogą być w domu albo skreśleni z socjalizacji bo są w mow.I nie ma co tu się obrażać jak tu kilka osób na starostwo,czy sąd.Oni mają inny punkt widzenia.
"Powiedz jaki jest sens trzymać 5 czy 6 wychowawców na grupę liczącą 5 dzieci?? Przecież dwie takie grupy można połączyć i części wych podziękować." - zgadzam się, tylko, że to ma się nijak do pracy wychowawczej i podmiotowego traktowania wychowanka. Między pięknymi teoriami a praktyką jest zasadnicza różnica. Tylko, że to pokazuje, że dzieci maja być tylko "przypilnowane" (same się zsocjalizują) a nie wychowywane. I tylko tego się wymaga od wychowawcy (w sąsiednim wątku Wojewoda prosi żeby pilnować lepiej, bo przy spontanicznej socjalizacji ktoś kogoś czasem może zgwałcić)
PS. 5-6 wychowanków? To gdzie jest reszta dzieci? Jest tyle wolnych miejsc w domach dziecka? A może macie już takie małe domki? Niedługo dom dziecka zmieści się w kawalerce
Etatysta może przez to ,że patrzysz na to z dystansu to zdrowo.
W mojej placówce połowa jest w mow,kilkoro urlopowanych,kilkoro na ucieczkach.Ogromny budynek.Starostwo płaci na ten absurd.Ciekawe jak długo.Ratunek to chyba kawalerka naprawdę będzie.
Witam.
Zaczyna się robić "poważnie" więc i ja zabiorę głos. Po pierwsze określenie sztywno liczby dzieci pod opieką jednego wychowawcy uważam za totalny absurd. Dziecko a dziecko to duża różnica. Co zatem można zrobić? Przekonać starostę i radnych, że w moich konkretnym przypadku potrzeba tyla a tyle wychowawców, których zadaniem jest zapewnienie bezpieczeństwa i warunków do właściwej pracy opiekuńczo-wychowawczej. Nadzorować i dozorować to można psy w kojcach a nie dzieci. Tylko dyrektora zadaniem jest prawidłowa organizacja pracy placówki i tylko on za to odpowiada. Nie ma tu żadnych usprawiedliwień. Piszę to z pełną świadomością jako osoba zajmująca stanowisko dyrektora. To, że starosta i radni tak a nie inaczej widzą placówkę zależy od całego zespołu. Od tego co robimy, jak jesteśmy postrzegani w społeczności lokalnej i jeszcze wielu innych. Nie ukrywam, że z czasem przejdziemy z jednej 30 na dwie 14 i nie widzę w tym nic złego. Nawet więcej nie mogę się doczekać. Wiem, że jak są one mądrze zorganizowane to płyną z tego faktu tylko same korzyści. W pierwszej kolejności dla dzieciaków a potem dla nas.
Co do kosztów. Nasze budżety są ustalane na cały rok. Jak w tym roku miałem ponadstany to powinienem otrzymać z tego tytułu prawie 80.000 tysięcy. Ekonomia jest nieubłagana i przeliczyłem tylko to co faktycznie było potrzebne, Skończyło się na 27.000. Mamy dwie możliwości patrzeć na dziecko jako dziecko lub jako źródło dochodów a to nie ma już niczego wspólnego z podmiotowością dziecka. Kończąc sprawę "pustych" miejsc (MOS, MOW) nie traktujemy ich jako martwe. Nie widzę niczego złego kiedy w grupie zamiast 10 jest 7. Dla dzieciaków i wychowawców jest to tylko na plus. Więcej czasu na wzajemną uwagę, rozmowy, odrabianie zaległości, pogaduch przy herbacie, wspólnego pieczenia ciasta, zagniatania rogalików, pracy w kółku zainteresowań, gry w bilarda i całej masy innych rzeczy składających się na to co nazywamy wychowaniem i socjalizacją aby w końcu osiągnąć przygotowanie do samodzielności. Aby kiedy minął rok od usamodzielnienia się dzieciaka i pójścia na swoje, kiedy przyjeżdża choćby na spotkanie świąteczne usłyszeć - UDAŁO MI SIĘ POUKŁADAĆ SWOJE SPRAW, UCZĘ SIĘ, PRACUJĘ DORYWCZO LUB NA STAŁE.
Sprawa ostatnia mam 12 wychowawców pracujących po 4 w każdym "plemieniu". Wierzcie lub nie ale tak dużego stopnia identyfikacji z plemieniem sam się nie spodziewałem. Nie zamierzam nikogo sekować z tego powodu. Pozytywna walka plemienna trwa i niech tak będzie. Jeżeli za dwa lub trzy lata zapadnie decyzja o przejściu na dwa domki to już teraz zaczynam lobbowanie na rzecz 6 wychowawców w każdym siole plus reszta ekipy.
Pozdrawiam serdecznie