Napisano: 11 lut 2014, 9:20
i to jest dokładnie to o czym kiedyś pisałam. Procedury, procedury..... a ofiara się wycofuje bo ma dość!
U mnie scenariusz był taki: pilnować policję aby te nieroby robiły to co do nich należy: protokół,informowanie ofiary o przydziale, informowanie o jej prawach, przy przemocy fizycznej kierowanie na obdukcje( bo jak kierowała policja to było bezpłatne) izolacja sprawcy, postawienie zarzutów. Nie było ,ze to sprawy rodzinne i niech sobie sami załatwiają między sobą( bardzo długo funkcjonował taki pogląd) . Moja praca z ofiarą: budowanie pomostu zaufania, utwierdzenie w przekonaniu ,ze nie jest sama ( przez moje działania),towarzyszenie przy przesłuchaniach( razem jak oczywiście na korytarzu) wprowadzenie psychologa, zaangażowanie szkoły do pomocy jak były dzieci.
Sprawca wiedział ,że mnie nie urobi, że nie będę z nim gadać( dla mnie praca ze sprawca kiedy razem mieszkają jest bezcelowa) Bywało,że sprawca mnie straszył ale nie po to pracuje się kilka lat w jednym środowisku ,żeby to środowisko nie udupiło takiego gnoja za straszenie \" kochanej socjalnej\"
Oczywiście wiele musiałam się nauczyć ale jak wsadziłam pana D na 2 lata i w tym czasie rozwiodłam moja klientkę z jego winy i eksmitowałam nabrałam pewności siebie i byłam bezwzględna. Na moją komendę dzielnicową tez pisałam skargi do miejskiej ( chyba z 4) i naraz stałam się partnerem w działaniach.
A teraz siedzą , gadają, posiedzenia, wywody i żadnych efektów.
Wicie dlaczego mam taki nik? Jak pracowałam w terenie ( jedna z gorszych \" stref\" w moim mieście , mówili o mnie \" kawał k....... ale sprawiedliwa\"