Napisano: 17 sty 2015, 19:01
"głównym powodem cierpień ludzi chorych jest to, że muszą się z życiem pożegnać "- ja nie sądzę marta, możemy tu mówić o lęku przed samą śmiercią- rozpatrywanym jako stanem przejścia. Największym cierpieniem człowieka na krawędzi, (podaje się także, że i uosób w śpiączce ...) jest samotność, brak bliskich osób.Cierpienie takie porównywalne jest niemalże do tego jakby w tym momencie opuślił cię już sam Bóg ...
" Pewna dziewczyna zbliżała się do kresu, cierpiała. Prosiła by dać zanć mężowi, personel tak zrobił. Ten się nie pojawiał. Dziewczyna pytała co pół godziny ( zawsze kiedy słyszała kroki na korytarzu ) czy to nie on. I tak przez całe popołudnie. Do łożka podeszła pielęgniarka i młody mężczyzna- medyk. Podali jej rękę, oboje.Młody mężczyzna poczuł taki uścisk dłoni jak nigdy dotąd, rozpłakał się . Dziewczyna w tym momencie odeszła..." ( opis ze szpitala)
ps.Ja nie mam wątpliwości Adam ( pomijając ten wpis oczywiście ) jaka jest rola osób najbliższych.
natomiast rozumiem , że TY w takim momencie odłączyłbyś co trzeba, nawet wbrew woli . Nie wierzę. Po prostu ci nie wierzę. Domyślam się, że póki co jedynymi osobami, które kochasz to rodzice i rodzeństwo,tu odpowiedzialność jednak się rozprasza..i to jest "wygodne" w pewnym sensie .Pożyjemy, zobaczymy kiedy będzisz 1/1.