"głównym powodem cierpień ludzi chorych jest to, że muszą się z życiem pożegnać "- ja nie sądzę marta, możemy tu mówić o lęku przed samą śmiercią- rozpatrywanym jako stanem przejścia. Największym cierpieniem człowieka na krawędzi, (podaje się także, że i uosób w śpiączce ...) jest samotność, brak bliskich osób.Cierpienie takie porównywalne jest niemalże do tego jakby w tym momencie opuślił cię już sam Bóg ...
" Pewna dziewczyna zbliżała się do kresu, cierpiała. Prosiła by dać zanć mężowi, personel tak zrobił. Ten się nie pojawiał. Dziewczyna pytała co pół godziny ( zawsze kiedy słyszała kroki na korytarzu ) czy to nie on. I tak przez całe popołudnie. Do łożka podeszła pielęgniarka i młody mężczyzna- medyk. Podali jej rękę, oboje.Młody mężczyzna poczuł taki uścisk dłoni jak nigdy dotąd, rozpłakał się . Dziewczyna w tym momencie odeszła..." ( opis ze szpitala)
ps.Ja nie mam wątpliwości Adam ( pomijając ten wpis oczywiście ) jaka jest rola osób najbliższych.
natomiast rozumiem , że TY w takim momencie odłączyłbyś co trzeba, nawet wbrew woli . Nie wierzę. Po prostu ci nie wierzę. Domyślam się, że póki co jedynymi osobami, które kochasz to rodzice i rodzeństwo,tu odpowiedzialność jednak się rozprasza..i to jest "wygodne" w pewnym sensie .Pożyjemy, zobaczymy kiedy będzisz 1/1.
a kto pisał, że chce umierać w cierpieniu?
To, że nie chce we śnie, to nie chce być nieświadomy przed śmiercią nie oznacza, że chce cierpieć.
Chce po prostu mieć czas na jej przyjęcie. Przygotować się do niej.
cuiusvis hominis est errare, nullius nisi insipientis in errore perseverare
Nie zmienia to faktu że trzeba żyć tak by potem czyściec był tylko formalnością;)
Wtedy i namaszczenie nie jest potrzebne ponieważ sumienie masz czyste.