no u nas już od dawna jesteśmy pojedynczo na dyżurach. Z agresją póki co sobie radzimy, może dlatego że aż takich incydentów nie mieliśmy, natomiast była ostatnio taka sytuacja, że koleżanka zmieniała drugą. ta co miała dyżur wcześniej jechała samochodem do domu(a ma 50km) praktycznie po jej wyjeździe zadzwoniła do niej wychowanka, że ta obecna na dyżurze zasłabła. Wróciła szybko i rzeczywiście słabo było więc tak jak stała zabrała ją na pogotowie do szpitala który mamy za płotem. Nie było nikogo z wychowawców w placówce przez 20 min. Nic się nie stało, ale to była taka sytuacja, kiedy to zadaliśmy pyt dyr co w takim wypadku. Oczywiście mogła zadzwonić na pogotowie ale z dośw wiemy, że przyjechali by po 20 minutach, a pogotowie za płotem, ciśnienie górne miała 190 więc koleżanka podjęła taką a nie inną decyzję. A przecież może chodzić również o wychowanka, jeśli nawet przyjechałaby karetka i chciała zabrać dziecko do szpitala to osoba dorosła musi jechać. co wtedy z resztą dzieciaków??? 3 z nas mieszka minimum 30 km od placówki więc \"szybciutko\" nie może dotrzeć by być w razie co. Jakoś pani dyr nie udało się dać nam odpowiedzi na to pyt. jest ok jak nic się nie dzieje, ąle jak coś się wydarza to wtedy problem. jak tu pod tą sytuację procedurę stworzyć
