Witam, mam 22 lata i jestem po szkole średniej, od 2 lat mierze się na studia w kierunku pedagogiki, jednak niestety pieniążki mi zawadzają w spełnieniu swoich marzeń. Pracuję, ale 2 lata temu postanowiłam się wyprowadzić od rodziców, a utrzymanie siebie wciąż ogranicza mnie, ogólnie pochodze z małego i spokojnego miasteczka gdzie hasło \" przestępczość\' jest raczej pojęciem, które bardziej bazuje na wiedzy, którą podają media, niż na doświadczeniach ludzi z moich okolic. Od zawsze interesowałam się dotarciem do wewnętrznego ja drugiego człowieka, od zawsze też byłam oparciem dla wielu ludzi, którzy tracili nadzieję i gdzieś w między czasie idąc drogą życia skręcili. Odkąd przeprowadziłam się do większego miasta na Śląsku dopiero na własnej skórze doświadczyłam jak wygląda rzeczywisty świat przestępczy, sama nawet byłam ofiarą kradzieży z domu. Młodszemu znajomemu, któremu chciałam pomóc i wpuściłam go do domu, spotkałam się z ewidentnym brakiem sumienia, zepsucia, niewdzięczności o braku litości wobec kogoś kto chcę nam pomóc już nie wspomne. Poznałam również w wieku 19 lat chłopaka, który 3 lata spędził w ośrodku wychowawczym i jest pod dozorem kuratora. Ponownie byłam świadkiem obrazu kolejnego młodego człowieka - zepsutego do szpiku kości, którego priorytetem każdego dnia było wyłącznie zdobycie 30zł na to, żeby się naćpać z kolegami, a w między czasie jeszcze znaleźć pomysł - gdzie coś ukraść, coś zrobić i się nie narobić..Ogólnie byłam przerażona ich sposobem na życie, bo było to dla mnie coś nowego, jednak zaprzyjaźniłam się z nimi, wzbudziła zaufanie, chciałam wdrożyć się w ich środowisko, zobaczyć jak wygląda ten problem od środka..zawsze byłam ciekawa każdego \' pokroju ludzi\'. Zaryzykowałam i odniosłam z jednej strony sukces, a z drugiej porażka, bo naiwność kosztowała mnie szkodą kradzieży, ale bardzo dużo wyniosłam z tego epizodu. \"Kolega\" z ośrodka bardzo się ze mną zaprzyjaźnił, poznałam go w niezbyt dobrym świetle, bo byłam świadkiem ciężko słownych wojen z jego mamą (ojciec płaci alimenty, nie bardzo utrzymuje z nim kontakt), samotna matka, trójka dzieci - jeden już dorosły, dwoje pod skrzydłem..Pod jej PIJACKIM skrzydłem - patologia. Również byłam świadkiem jego stosunku do kuratora, to też mnie strasznie przeraziło - był bezczelny wobec niego, traktował go jak wroga, chamsko się odnosił i rozmowa z nim kończyła się jego wyjściem z domu z trzaskiem drzwi....efekt końcowy to zrezygnowany wyraz twarzy kuratora, który bardzo chciałby mu pomóc naprawdę, bo nie było z jego strony wobec podopiecznego - wrogiego nastawienia....tylko już całkowity brak pomysłu na zresocjalizowanie tego chłopaka.... także pierwszy raz również zobaczyłam jaka ciężka praca jest z tak zepsutą młodzieżą.. jak wiele cierpliwości i opanowania człowiek musi mieć w sobie, żeby pełnić funkcje kuratora. Oprócz tego trzeba umieć wywierać dobry wpływ na takim człowieku, zdolności pedagogiczne są z pewnością ogromnie potrzebne. Byłam zdumiona opanowaną postawą kuratora. I sama postanowiłam, że chce pomóc temu chłopakowi odbić sgo od tego świata w którym się zgubił, polubiłam go - wbrew temu z jakiej strony go poznałam - bo był szczery, otwarcie potrafił rozmawiać i zaufał mi. Zbliżyliśmy się do siebie, pare miesięcy byliśmy dobrymi przyjaciółmi. Przez te parę miesięcy próbowalam mu pokazać świat z innej perspektywy, z tej lepszej. Co najważniejsze szczerze i otwarcie powiedziałam mu, że jest dla mnie tak zepsuty przez środowisko i różne doświadczenia życiowe, że to jest przerażające...ale dodałam do tej szczerości - że i tak w niego wierze, i tak wierze w to, że jego życie kiedyś będzie normalne, i że znajdzie w swoim życiu taki punkt odniesienia, który przeniesie go o 180stopni w drugą stronę i zacznie liczyć się z sobą i z tym co może osiągnąć. Udowodniłam w różnych sytuacjach, że to co dla niego było najważniejsze - narkotyki, znajomi ( których za świętość uważał) kradzieże, są próżnią w jego życiu. Czymś co go ogranicza, i tak żadna z tych rzeczy nie będzie ogdrywać w jego zyciu w przyszłości żadnej roli pozytywnej..Pożyczyłam swego czasu książke - książke oparta na faktach. Była to bibliografia człowieka który przez całe życie niepokornie kłócił się ze światem, z ludźmi..ciągle problemy z prawem, w efekcie końcowym skończył na kryminale gdzie kolejne pół życia buntował się i znalazł sobie tam sposób na życie, udawał, że jest szczęśliwy...dopóki nie doszedł do wieki, i rozumu - kiedy wyszedł z kryminału i szczerze wobec siebie stwierdził, ze przegrał życie..Nic po sobie nie zostawił, nikt na niego nie czekał jak wyszedł. Był tak samotną i pustą wewnętrznie i nieszczęśliwą osobą, że jego psychika nie wytrzymała na dłuższą mete i popełnił samobójstwo. Strasznie ta książka mnie wciągneła, zaproponowałam koledze, żeby przeczytał - że napewno mu się spodoba ta książka - nie chciał, uznał to za głupote. Nie namawiałam. Mnie ta książka pochłonęła, mój młodszy kolega to zauważył i pewnego razu jak chciał o czymś mi opowiedzieć, ale ja byłam za bardzo wciągnięta w historie tego człowieka, zeby poświęcić mu chwile uwagi - poprosił mnie, żebym mu poczytała troche tej książki. Przeczytałam fragment kilku stronowy - o dziwo, jego też wciągnęła ta historia. Tym sposobem musiałam zacząć książke od początku, i mu normalnie ją czytałam...Ta historia ogromnie dużo wniosła w jego życiu, ogólnie bibliografia tego człowieka jest ogromnym odzwierciedleniem codziennej walki z wewnetrznymi uczuciami, przepełniona wyrzutami i żalem - wobec siebie. Ta ksiązka otworzyła mu trochę oczy i dała do myślenia. Efekt końcowy resocjalizacji tego chłopaka jest taki, że z kuratorem umawia się w swoim wynajętym mieszkaniu

na które sam zarabia w pracy. Od października zaczyna drugą klasy liceum zaocznego dla Dorosłych. Przestał się kłócić z mamą, a kuratorowi nawet nauczył się proponować herbatę. My dalej się przyjaźnimy

On odseparował się od towarzystwa w jakim żył. Poznał w pracy nowych ludzi, obraca się w zupełnie innym środowisku. Kurator jest szczęśliwy

i za pół roku końcy mu się dozór kuratora. Zrobiłam rewolucje w życiu tego człowieka. I stworzyłam kolejną cywilizowaną istotę - z marzeniami, i ogromnymi ambitnymi planami na życie, która chcę przeżyć życie...a nie przeczołgać się przez nie jak to sam określił \' szkodliwy pasożyt\'

a ja osobiście - jestem z siebie dumną i wyniosłam z tej całej historii ogromną satysfakcję, że dałam nadzieję tak zepsutemu chłopakowi na lepsze jutro. A wniosek jaki wyciągnełam z tej walki o drugiego człowieka, to taki - że kurator chcąc zresocjalizować swojego podopiecznego - bo między innymi jest to jego zadanie - zapomina o tym, że w takich ludzi trzeba wierzyć..I mieć na niego dobry wpływ. Brakuje tej cechy kuratorom, połowa kuratorów tak naprawde, nie rzuca się na tą głęboką wodę z powołania. I nie wie jak pomóc drugiemu człowiekowi. Taka osoba powinna nie tylko sprawdzać czy ktoś się dobrze zachowuję, czy nie robi problemów, ale też powinna przez okres czasu kiedy ma pod swą opiekę przydzieloną jakąś zgubną duszą - AUTENTYCZNIE ją resocjalizować, a do tego nie potrzeba tylko szkoły średniej, ale przede wszystkim ludzi, którzy kochaja drugiego człowieka i którzy naprawdę chcą pomóc mu, bo ile wartości ma praca gdzie traktuje się ja jak rzeczywiście prace, a nie jak chęć pomocy drugiemu człowiekowi?Nie ma w ogóle wartości..a tymbardziej satysfakcji. Dlatego praca większości kuratorów jest walka z wiatrakami. I w tym momencie dotarłam do komentarza wobec niektórych postów na tej stronie jakie przeczytałam - jak masz coś robić, tylko licząc na pieniądz - otwórz lepiej swoją firmę i obracaj tym pieniążkiem.. Jak chcesz pomagać rzeczywiście ludziom, dawać im nadzieję na lepsze jutro i swoim entuzjazmem i wiarą w drugiego człowieka starać się o dobro tego drugiego człowieka - cierpliwie. To rób to

Ja dziś staram się o wolontariat w ośrodku wychowawczym, by nabrać jeszcze większego doświadczenia, choć wiem, że nie każdy człowiek będzie taką osobą jak mój przyjaciel, chciałabym pomagać w taki sposób ludziom i rzeczywiście mieć tą satysfakcje, że zaistniałam w swoim życiu, i że coś wniosłam nie tylko do swojego życia, ale do czyjegoś.. i w przyszłym roku już bezapelacyjnie wierze, że uda mi się iść wkońcu na studia z pedagogiki resocjalizacyjno-wychowawczej, i wtedy będe się starała o tą by napełnić to swoje życie nawet w takim minimalnym stopniu tą satysfakcją, że będąc kuratorem - walczę o drugiego człowieka. Pozdrawiam