jak w temacie. Ostatnio rozgorzała u nas dyskusja , bez rozwiazania
Chodzi o przypadki, zwłaszcza w nocy, kiedy trzeba wezwac pogotowie do dziecka, a w konsekwencj dziecko jedzie do szpitala.
Pojawiaja sie problemy
- pogotowie czesto mowi zebysmy udali sie do lekarza dyzurnego w miescie
Kiedy dzwonimy do dyzurnego , ten każe z dzieckiem przyjsc , przyjechać
Zeby pogotowie przyjechalo niekiedy naginamy stan faktyczny, ze jest gorzej niz w rzeczywistości.
Problem pojawia sie kiedy dziecko musi jechac do szpitala. Pogotowie chce zeby jechał opiekun (wychowawca). Tenże jedzie. Dziecko nieraz jest krótko w szpitalu ( ostatnio szycie) i powrót do domu. Z tym że z miasta odległego 0 25 -30 km nie ma jak wrócic. Dzwonimy w nocy prywatnie do swoich kolegów. Ci jadą swoim prywatnym autem
W tym pojawiaja sie watki:
-Odpowiedzialnośc karna za spowodowanie wypadku z dzieckiem swoim autem.
_ Czy wolno wziac nam samochód sluzbowy do przewozu osób i kierowac nim bez uprawnien do przewozu osób
-Jak powinna wygladac interwencja medyczna (dziecko do lekarza czy lekarz do dziecka)
-Opuszczanie stanowiska pracy ( masz nocke i masz byc w placówce
-Pozostawianie opieki nocnej bez własciwej obsady (2 osoby zostaje jedna)
-Kwestia nadgodzin, czy włuczenie sie w nocy po obcym mieście (po przyjeździe karetka) to ciąglosc pracy
-Czy to powinno być zapłacone.
Mamy samochó słuzbowy, ale dyrektor twierdzi że trudno oczekiwac aby jego kierowca pelnil w domu dyzur i byl w gotowości, czemu osobiscie sie nie dziwie.
Macie podobne problemy?
Faktyczny przykład. Kolezanka wezwała karetke do dziecka które sie somookaleczyło, kretka zabrala dziecko razem z wychowawca, przed końcem jej dyzuru , tuż po 21 . Po zaszyciu nie było podstaw do zatrzymania dziecka w szpitalu. Wróciły do placowki po 3 w nocy.