Do Marty! być może wyciągnę pochopne wnioski ale odniosłam wrażenie że miłość, uczucie przesłoniły Ci trochę faktyczny obraz,bo to nie świat ma się przystosować do alkoholika tylko alkoholik do niego i jeszcze trzeba się nie dać zwariować.Wesela,imieniny,rocznice , jubileusze,urodziny ,święta ludzie obchodzą jak chcą i to od alkoholika zależy ile on pracy włoży,na ile będzie silny by móc przebywać w takim towarzystwie. Kobieto !!!nic NIE MUSISZ ty możesz jedynie chcieć i czym prędzej to zrozumiesz tym lepiej dla Ciebie a i na Twojego partnera będzie miało to wpływ.Wejdź na stronę Al - Anon tam zaczerpniesz informacji,jest nawet dyżur on - line a jeszcze lepiej jak bedziesz miała kontakt z osobą która przeszła podobny problem i będzie mogła podzielic się z tobą doświadczeniem.Polecam. Pytasz , jak żyć z trzeźwym alkoholikiem - tego tak do końca chyba nikt nie wie,to jedna wielka zagadka,godzina godzinie nierówna,dzień do dnia nie podobny,czasami wystarczy minuta,gest,słowo by zniknęło na długo coś ,na co cięzko pracowałaś by między wami było ok. POZDRAWIAM - Al - Anonka
Niezręcznie się czuję,ze to co napisałem,odebrałaś to Aniu,jako ocenę..Nie miałem takiego zamiaru.Ponadto ,chcę napisać,że to forum nie ma jakichś ściśle określonych zasad,a już broń Boże,kojarzonymi z zasadami AA.
Możesz przybliżyć,o co Ci chodzi?
napisałaś:\"Nie pijesz 3 lata, może dla Ciebie to już dużo, ale sam wiesz, że zarazem mało. Piszesz, jakbyś nie miał już z tym problemów, a nie wierzę, że tak jest. To od Ciebie znającego temat ktoś chciałby usłyszeć nie radę, bo tego nie można robić, ale co Ty zrobiłbyś, albo zrobiłeś w takiej czy innej sytuacji, jakie miałeś podejście w tym momencie. A ta osoba musi sama wyciągnąć wnioski opierając się na swoim problemie.Życzę Ci pokonania kolejnego kroku, pamiętaj, że jest ich 12, a Ty piszesz, że wydaje Ci się, że żyjesz normalnie.\"
Bo tak faktycznie jest!!!! W moim przypadku.Sam się nieraz zastanawiałem,\"martwiłem\",że wyszedłem z tego bagna dość szybko.Różni są ludzie,różni alkoholicy i różne stopnie uzależnienia.Choroba jest jedna.
I jeszcze jedno:przez to,że to ja właśnie jestem alkoholikiem,w najmniejszym stopniu nie uzurpuje sobie prawa do tworzenia dyskomfortu moim bliskim,mojej żonie!
A jakim to niby prawem miałbym to robić?Np.żeby żona ,będąc gdzieś w towarzystwie i będąc nie-alkoholiczką,nie mogła się napić drinka?
Przecież to ja jestem chory,nie Ona.Ja dbam o siebie,mam świadomość,że muszę być ostrożny,ale dlaczego czyimś kosztem?
Rozumiem,że ważnym jest wsparcie bliskiej osoby,ale tu też się kłania umiar i rozsądek.Wyrozumiałość w obie strony.
Żyłam z alkoholikiem 15 lat, w których blisko 8 lat nie pił. Nie chodził na AA, nie wspierał się nikim i niczym, by móc sobie pomóc, uważał, że jest mu to nie potrzebne. Pewnego dnia wszedł do pokoju i powiedział - odchodzę. Zostawił mnie i dzieci. W ciągu dwóch lat przed jego odejściem relacje między nami były nie do wytrzymania. Kiedy wychodził nie próbowałam z nim dyskutować, ani go zatrzymywać. Wszyscy mogliśmy odreagować i zyskać spokój, ale nie do końca. We mnie żyje jak drzazga wspomnienie okrutnego życia, wytarszy jakiś impuls i znów przeszłość wraca. Może trochę mniej boli, ale wraca. Nie mogę zrozumieć dlaczego wciąż jestem blisko ludzi, których ten problem dotyczy, przecież specjalnie ich nie szukałam. Tylko takich mam przyjaciół i tylko im mogę im mogę zaufać. Tych ludzi szanuję, oni są moimi przyjaciółmi Oni wiedzą, że chciałam uciec od problemu alkoholowego, że chciałam się odciąć,a nawet znów sięukrywać, tak jak kiedyś, by nikt o mnie nic nie wiedział, bo się wstydziłam z dziecćmi i najbliższą rodziną. Im więcej wiedzy zdobyłam na temat choroby, tym bardziej dopadała mnie bezsilność i czułam się tak, jak bym nic o niej nie wiedziała. Oczywiście otaczają mnie osoby, które nie rozumieją problemu i z nimi nie chcę rozmawiać, bo oni mnie oceniają , krytykują np, że nie umiałam utrzymać męża w trzeźwości. Ja mam tak czyste sumienie, zrobiłam wszystko co mogłam dla Niego. Dziś nie mam siły na więcej.
Jest wiele tematów, na które chetnie porozmawiam. Nigy nie bałam się grup wsparcia, terapeutów, lekarzy zajmujących się alkoholizmem, tylko po tylu latach zrozumiałam, że nigdy nie szukałam ich dla siebie, tylko dla niego.
Szkoda Aniu2 że dopiero teraz doszłaś do takich wniosków ale lepiej puźno niż wcale.ci co cie krytykują nie mają chyba pojęcia o tej chorobie i ulegają stereotypom.Jeśli moge podzielić sie swoim doświadczeniem to ja też na poczatku szukałam pomocy dla niego ,żyłam jego życiem,gotowa zrobić prawie wszystko by był dobry spokojny i nie pił aż w końcu przejrzałam na oczy i zaczęłam szukać pomocy dla siebie,poznałam ludzi którzy dzielili sie ze mną swoim doświadczeniem,nawiazałam nowe przyjaźnie ze al-anonkami i jakoś udaje mi sie trzymać chociaż jest różnie,jak w życiu.Pracuj nad sobą a wyjdziesz na prostą.POWODZONKA
Basiu! dziękuję, że odp. na mój post. Widocznie tak musiało być. Sama wiesz, że nie wiadomo jak to się dzieje, że osoby z takimi problemami, jak my zaprzyjaźniją się, nie szukają się, samo życie ich zbliża. Ich sponataniczne wypowiedzi na tym forum są szczere, bo płyną prosto z ich wnętrza. Wiesz Basiu czuję, wierzę i pracuję nad tym, by wyjść z labiryntu współuzależnienia. Teraz, kiedy mieszkam z dziećmi żyję spokojniej, mniej się spieszę i reasumując nie mam przerażających zaległości. Muszę Ci powiedzieć, że na początku tego roku zachorowałam i jak to mówią nie ma złego..., ale kosztowało mnie to wiele zdrowia i lęku czy wrócę do pracy, bo martwiłam się z czego będziemy żyć. wróciłam szczęśliwie, wyszczuplałm i muszę Ci się pochwalić, że blisko 100 osób, których znam zaczepiło mnie na ulicy lub, gdzieś indziej i zachwyciło się mną / może z ciekawości , może z zadrości, może by mnie pochwalić, ale to już ich sprawa/. Dzieki temu znów zaczęłam dbać o swój wygląd, organizować czss dla siebie. Poczułam, że kiełkują we mnie moje własne potrzeby, które tyle lat nie miały prawa po prostu tak, jak w normalnym życiu być. Muszę przyznać, że to też jest zasługa osób, którzy mi podali rękę, osób, którzy znali się na tym i ta choroba stała się przełomem nmojego osobistego życia. Nie pozwalam sobie na współczucie, bo w moim przypadku muszę twardo iść przez życie, staram się z całej siły żyć ze światem w zgodzie, wyzbywam się żalu, np. z powodu moich pięknych lat, które nw2łaśnie tak minęły lub przykrego dzieciństwa moich już prawie dorosłych Skarbów, Przez tyle lat chciałm, żeby mieli ojca, pomyliłam się, bo i tak odszedł. Jestem w środku wypalona z uczuć do tego Człowieka. Przebaczyłam mu w swoich mślach, zwracam się do Boga, by miał w opiece wszystkie uzależnione Osoby, bo reszta zależy od Nich samych. Do usłyszenia. Odezwę się.
Hej!sama widzisz jak sie może życie potoczyć ,wystarczy jedno wydarzenie co zaważa o przyszłości.Nie twierdze że jestem już na prostej,jest jeszcze wiele niedociągnięć,wad nad którymi trzeba popracować ale na wszystko jest czas i pora.Ja ze swoim alkoholikiem odkąd wstąpił na drogę trzeźwości a ja zajęłam sie również pracą nad sobą wciąż się ,,docieramy\" jak świeżo upieczeni małżonkowie i czasami jest tak że on sie naczyta i nasłucha swoich mądrości ma swoją rację ja mam swoją i bywa tak że długo nie możemy dojść do porozumienia bo każde trwa przy swoim(siła starych schematów i przyzwyczajeń) i wciąz pracujemy nad tym by takich sytuacji było coraz mniej a co z tego wyniknie to czas pokarze.Puki co jest jedna dla mnie osobiście bardzo ważna sprawa która mnie nurtuje a on sobie z niej nic nie robi,wręcz sie śmieje że to moje chore urojenia i nic poważnego no i nie pomagają moje szczere rozmowy na ten tema,mówienie o swoich odczuciach i wątpliwościach no i ta kość wciąz tkwi,niestety...Pozostaje jedynie wieryć że Siła Wyższa pomoże z czasem mi rozwiązać ten problem a raczej nam.Pozdrawiam życząc pogody ducha
Basiu. Wiesz, że my - kobiety inaczej rozmawiamy o uczuciach inaczej faceci. Im trzeba wyrażać swoje myśli bardzo jasno. Mam w otoczeniu synów i dużo się od nich uczę, np. wiem , że też lubią ploteczki o dziewczynach, wiedzą co to znaczy być z jedną koleżanką i mieć w tym samych czasie drugą na oku itd. Proza życia - prawda?
Basiu czy możesz mi opisać na jakich uczuciach Ci najbardziej zależy w budowaniu związku z tak naprawdę nowym, bo trzeźwo myślącym człowiekiem? Ja też będę miała do Ciebie kilka pytań a jedno może skieruję do Twojego Obecnego. Do usłyszenia.
Czytałam z uwagą wszystkich wypowiedzi, zaznaczę że jestem po raz pierwszy na tym forum. Nie dawno poznałam chłopaka ma 32 lata który aktualnie przebywa w Toszku na oddziale odwykowym, mam wielka nadzieje ze jak wyjdzie znajdzie prace, zrobi prawo-jazdy ( taki motor zeby nie pił ), czekam na niego i łudzę się że będziemy razem ale czasami mam dość nawet przez tel jak ma huśtawki nastrojów. Czy to już tak zostanie czy to początkowa faza życia bez alkoholu ? Nie jestem jeszcze zaangażowana, poznalismy sie dwa tygodnie przed jego wyjazdem, czasami jez dze do niego ostatnio nawet byłam, zaprosił mnie na tzw spotkania terapeutyczne które odbywają sie raz w miesiącu \" jak żyć z alkoholikiem\" jedyne co mnie przeraziło to fakt ze alkoholicy są doskonałymi manipulantami ( słowa terapeuty które ewidentnie kierował do mnie ). Nie rozumiem tylko dlaczego mnie zaprosił na takie spotkanie a nikogo z rodziny.
Ja też na tym forum jestem od niedawna. Warto, tak, jak Ty postąpiłaś zasięgnąć wiedzy od osób, które znają problem. Jak sama czytałaś jest ich wiele i tylu, ilu się tutaj wypowie, tyle będzie różnych punktów widzenia i tyle różnych opinii, bo każdy ma inny charakter. Jest to choroba b. skomplikowana, czasami sam alkoholik nie potrafi się zorientować o co w niej chodzi a zwłaszcza ten, który poza tym, że przestał pić nie robi nic. Najbardziej przerażające jest to, że my wobec osoby chorej zataczamy koło, nazywa się to współuzależnieniem. Właśnie w tym współuzależnieniu ma miejsce manipulacja nami. Tak naprawdę przeszły mi najpiękniejsze lata życia i nie mogę się wyzowlić z żalu, że takie było moje życie. Od przeszło dwóch lat nie mieszkam z mężem i teraz dopiero czuję różnicę miedzy tym w czym tkwiłam a tym co jest. Chaotycznie mogłabym Ci opowiedzieć o swoim przypadku, moje życie było:niepewne, niepoukładane, pełne lęku nie tylko o następny dzień, lecz o każdą chwilę dnia.Upłynęło wiele, wiele lat, tak wiele poświęcenia dla jednego celu, żeby dzieci miały ojca. Tak, nigdy nie mogą mi zarzucić, że nie dałam ich ojcu szansy. Było ich tak wiele, że nie dam rady zliczyć. Podkreślam minęło wiele lat a życie jest tylko jedno. Moje dzieci są już prawie dorosłe, przed nimi otwiera się życie, którym będą kierować same. Dla mnie ich życia, to wielka zagadka, pragnienie matki, by nie było w nim alkoholu, który, by ich zniewolił. Jeżeli dasz szansę temu młodemu człowiekowi, to nie wiesz w tym momencie ile będziesz musiała mu dać szans. Ja byłam matką, kleiłam smutne życie, bo wiedziałam, że jestem za nie odpowiedzialna. Dzieci same nie prosiły się na świat. Ty jesteś na początku, jeszcze Cię z nim nic nie wiąże zobowiązującego. Zawsze możesz zostać jego przyjaciółką. Posty na tym forum dowodzą, że istnieje niewielka liczba szczęśliwych związków, choć wiem , że jest to możliwe. Znam jedno małżeństwo, on prowadzi grupy AA, pracuje całe życie nad tym, żeby nie pić. Nawe cukierka obejrzy z kazdej strony, by wyczytać czy nie ma w nim alkoholu. Trzymam kciuki za niego i jestem mu wdzięczna za pomoc. Pewnie niedługo będzie dwadzieścia lat jego abstynencji. Nie do końca mnie rozumie, bo ja jestem żoną alkoholika a on alkoholikiem. Oczy jego żony są smutne. Jest to fajna kobieta, bardzo mądra, współczesna i szkoda mi jej bardziej niż jego. Życzę Ci, abyś nikomu nie wyrządziła krzywdy i żeby Ciebie nie skrzywdzono. Pa.