Witam,
po przeczytaniu wszystkich powyższych komentarzy, postanowiłam napisać i ja

Zatem, zacznę od tego, że w każdym komentarzu jest trochę prawdy. Ja leczyłam się w Zapowiedniku w roku 2008, miałam niecałe 18lat, gdy tam trafiłam. Cała moja terapie tam trwała 13 miesięcy, z jedną nieudaną ucieczką i dwukrotnym wyjściem z tzw. KWITKIEM, który otrzymuje osoba w momencie, gdy terapeuci mają już jej dość lub jak kto woli, skończyły się narzędzia terapeutyczne do pracy z takim pacjentem. Po pierwsze, jest tak, że dopóki sam zainteresowany nie podejmie decyzji, że CHCE, nikt i nic go nie zmusi. Albo chce się być trzeźwym, albo nie. Wiadomo, że nie każdy przychodzi do ośrodka z własnej woli i od razu jest pewny, że chce być trzeżwy. Od tego jest właśnie Terapeuta- osoba, która ma pokazać pacjentowi, że życie na trzeźwo jest PIĘKNE i że WARTO. Nie zamierzam krytykować ani oceniać pracy tamtejszych terapeutów, mogę jedynie powiedzieć, że : ten rodzaj terapii, polegający na sprowadzeniu świadomości do zera i chęci budowania jej od początku na mnie nie zadziałał. Osobowości NIE DA SIĘ ZNISZCZYĆ I BUDOWAĆ JEJ NA NOWO- MOŻNA TYLKO JĄ PRZEKSZTAŁCAĆ, ZMIENIAJĄC NAWYKI. Czy jest ciężko? Na tamten moment, powiedziałabym, że jest. Teraz uważam, że jest tak samo ciężko, jak w życiu codziennym- czasem wstajemy o 5 rano, czasem pracujemy w nocy, a dodatkowo, my, osoby uzależnione,musimy przeginać w drugą stronę, by nauczyć się dyscypliny i normalności- stąd surowe zasady, psychiatryczne odbiory kuchni etc. Wiadomo, że są przesadzone i to mocno, bo nit nie sprawdza po umyciu naczyń, czy nie ma masz na talerzu

ale tak tam jest i już. Jedyne, co mi się nie podoba, to to. że w momencie, gdy terapeutom kończą się narzędzia, nie potrafią Oni tego przyznać i wypuszczają Cię bez telefonu, pieniędzy i jedzenia. To jest bardzo nieprofesjonalne, tym bardziej, że nierzadko pacjenci są z bardzo daleka. Deklaracja, w której jest mowa o zgodzie na zatrzymanie pacjenta WSZELKIMI MOŻLIWYMI SPOSOBAMI-OZNACZA DOKŁADNIE WSZELKIMI. Nie ma pracy nad osobowością, temat uzależnienia jest tematem TABU. Jest zakaz mówienia o uzależnieniu, nie ma procesu uświadamiania pacjenta, czym jest nałóg, jakie są jego mechanizmy, JEST CISZA. Ja, gdy po 7 latach rozmawiam z Ojcem o Opaleniu, używam określenia Marines

Bo nauczyłam się tam od siebie wymagać. Nauczyłam się sprzątać, gotować, pokonywać samą siebie ( dwa razy przebiegłam półmaraton) Tęsknię za tym miejscem, bo przeżyłam tam wspaniałe momenty, po raz pierwszy na trzeźwo wyzwoliłam swoje emocje, wybaczyłam Ojcu, pierwszy raz jeździłam na nartach i pierwszy raz pływałam kajakiem. Jest mi bardzo przykro, że teraz, gdy jestem trzeźwa po terapiach w innym miejscu, dzwoniąc do Kadry, słyszę, że nie mogę tam przyjechać i nie mogę ich odwiedzić. Kto stamtąd wyjdzie, nie kończąc TAM leczenia, dla Kadry JEST TRUPEM ( tak się to nazywało tam w roku 2008, może teraz mówi się inaczej). To smutne, ale prawdziwe.